Nie-co-Dziennik mej podróży z 2007 roku


lampki na choince

Dobrze, że są przyjaciele - taka cisza i spokój w człowieku, i radość. Dziękuję.

2007-11-30 23:20:21


cisza - czas - radości

lampka pierwsza

Ból zupełnie niecielesny. Smutek, że czas nigdy nie płynie do tyłu. Żal, że minęło bezpowrotnie coś dobrego. Złość, że pozwoliłam sobie na zbyt ciężkie, głupie słowa, na wylanie żółci w niewłaciwym miejscu i czasie. Tęsknota także. I znowu przekonuję się po niewczasie, że docenia się dopiero to, co się traci. A myślałam, że się już tego nauczyłam. Nigdy nie można być pewnym swego. Zawsze trzeba się starać i rozmawiać. Wiem teraz i wiedziałam wówczas, że wystarczyłaby rozmowa - może niełatwa, ale szczera - źle się stało, czasu nie cofnę, żałuję. Żyję dalej. Z sercem o urodzinowym zapachu i aniołem na moim allegrowym biurku.

lampka druga

Jasełkowe występy w przedszkolu. Tymcio dumnie odgrywający pasterza w baranim kubraku i z krzywym, ale serdecznym uśmiechem na buzi. Błyskające flesze w ilości równej liczbie dzieci na sali ... stół zastawiony piernikiem. I wielkie przejęcie na twarzach małych aktorów - Matka Boska nieruchoma na środku, dwóch z trzech króli - pewnie Melchior zachorował, pasterze i aniołowie, i Dzieciątko Jezus na kolanach Maryi. Skrzywione niekiedy dźwięki rozstrojonego nieco pianina. To wszystko ma swoją wymowę - dla każdego z tych cztero- i pieciolatków to kulminacyjny moment pracy, którą wykonywali od miesiąca, sprawdzian, przeżycie. Pani Ala dla ośmielenia i wyciszenia prosi, aby każdy pomachał swoim bliskim na dobry początek - burza emocji w tych małych ciałkach.

lampka trzecia

Odświętna, ale nienapuszona atmosfera środowego wieczoru przedwigilijnego. Dom Kultury przy Cytadeli pełen gości, pełen życia, pełen tańca - górali i wielkopolanek. I Marta z Zosią w tym wszystkim. Marta taka lekka na nóżkach, taka zgrabna i dumna, taka dokładna. Unoszona dźwiękami płynącymi z pianina, tańczy swój pierwszy pokazowy taniec. Niby nic - kilka kroków i podskoków - praca kilku miesięcy. I jej tekst powiedziany z taką nonszalancją i zarazem dumą "Ja to wszystko już umiem - to prościzna!". I kto by pomyślał, kto dałby wiarę ... Marta, która trzy lata temu nie umiała sama postawić kroku ... tańczy ... !

lampka czwarta

Stoję na ścieżce prowadzącej na Polanę Żmijową. Jest grudzień - dzień przed Wigilią. Marzenia się spełniają. Nie do końca tak, jak to sobie wymyśliłam, ale to dobrze. Musi przecież być jakiś element zaskoczenia. Otoczona ciszą tak wielką i niepojętą. Przede mną Śnieżnik, pode mną chmury, obok mnie Siostry moje. We mnie wdzięczność.

i nadszedł czas rozwiązania

Choinka żywa i prawdziwa z paierowymi i piernikowymi ozdobami, i Bielice oświętne i radosne. Krzyś kochany mój, mądry, Tato i Mamam wzruszeni, Ania ze łzą w oku, Marcin szczery i Terka z dźwięcznymi, żarzącymi się życzeniami. Dzieciaki pragnące zmieścić całą swoją miłość dziecięcego serca, w prostych i nieporadnych życzeniach i Babcia "oczekująca na cud, nierumiejąca" ... zasiadamy do Wigilii, śpiewamy kolędy, oglądamy prezenty - jesteśmy - cali zanużeni w spęłniających się na naszych oczach marzeniach.

2007-12-30 00:24:00


grudniowy czas

Zdarzenia, wydarzenia grudniowe. Otworzono most na Cybinie, Most Jordana, Most łączący Śródkę z Ostrowem Tumskim. Na Starym Rynku jest Betlejem Poznańskie - obok Ratusza wielka choinka z mnóstwem światełek, w szopce, obok Figur Świętej Rodziny, żywe zwierzaki, jarmark świąteczny. Czas przygotowań. Idziesz sobie przez miasto, przez Starówkę i z każdej strony dopadają Cię jakieś kolędy ... ale nie przepadam za tym, zupełnie nie.

Czuję się zagłuszana. Ilością towaru na półkach, reklamami, prezentami, gwiazdorami, śnieżynkami, kupowaniem, świętowaniem takim krzykliwym jakimś. Dlatego jedziemy - daleko od cywilizacji - choć komórki będą miały zasięg. Jedziemy, aby przeżyć inaczej święta, spróbować przynajmniej. Aby usłyszeć ciszę ... Tak bardzo chciałabym, aby był śnieg i przebaczenie, i jedność, i otwartość. Wielkie wyzwanie na ten świąteczny czas przed nami. I Bieliczan kochanych zobaczymy i pooddychamy bielickim powietrzem - czystym. I myśli mi się wówczas oczyszczą, odpoczną - mam nadzieję.

Grudniowy czas - deszczu, łez, mrozu, nieprzyjemny i gorzki, pełen smutku. Dbaj o swoje szczęście i szczęście tych, których kochasz, którzy najbliżej. Wrócić do źródła - mój dom, Krzysiek, dzieciaki. Nasze szczęście. Nauczyć samą siebie poskromić swoją wrażliwość, nauczyć się odmawiać - nie można uszczęśliwić wielu, nawet niewielu jest trudno... a kiedy nieba człowiekowi uchylasz, nieraz możesz dostać jeszcze kijem po dupie i niebo to z trzasiem może ci zlecieć na głowę. Trzeba uważać. Smuci mnie najbardziej to, że inni dają sobie prawo do ranienia i oczekują, że ja to zrozumiem. A ja nie zrozumiem i będę chronić tych, których kocham - bo nikt nikomu nie dał prawa do ranienia innych, nawet podczas choroby ... i nie można tego w nieskończoność usprawiedliwiać.

Czas oczekiwania ... oczekuję, że jedno Słowo przemieni mnie ... tylko z wiarą jest kiepsko, a bez niej przecież ani rusz. I sprawy z ludźmi nie do końca załatwione, źle rozegrane, słowa zbyt pochopnie wypowiedziane - tkwią jak kolec w serduchu - zbieram siły na rozmowę. Nie łatwe to wyzwanie dla mojego małego poczucia własnej wartości.

2007-12-13 21:49:47


zapachniało

Nie widziałam filmu Pachnidło, ale ... zapachy krążą wokół mnie. Zapach świeżej bazyli - cudny, letni ogród Basi, "zielnik" bielicki. To z tego miejsca pochodzi zapach bazyli. Zapach domu - nowego, jeszcze niezamieszkanego - zapach urządzania, ustawiania, budowania gniazda. Zapach skóry Krzyśka - cudowny, figlarny niekiedy zapach kochania coraz bardziej niezwyklego, choć takiego całkiem codziennego. Zapach dzieci wykąpanych i leżących pod czystą pościelą. Zapach perfum czy wody toaletowej Marzenki - piękny, kobiecy, delikatny. Zapach ... towarzyszy mi w życiu. Upiększa je, zdecydowanie!

2007-11-30 23:51:27


rytm ... rytm

Rytm mojego serca, gdyby został zakłócony, całe moje ciało by to odczuło, całe. Serce musi bić rytmicznie. Rytm zatem jest wpisany w moje życie. Rytm w muzyce upaja - szczególnie rytmy latynoskie, gorące i radosne, kiedy moje biodra same wiedzą co robić należy, a moje ciało całe skacze z radości. Rytm dnia, rytm tygodnia, rytm życia. Wkrada się ostatnio dysonans, rytm gdzieś ucieka, gubi się. I przychodzi paniczna nieco ochota odcięcia się od świata. Skupienia się na domu i tylko na nim. Za dużo szumu wokół, za dużo energii, która ucieka bezpowrotnie. Zimno mi, niewygodnie. Rytm ... 29 listopada 2004 roku rytm nagle zanikł. Świat stanął na jeden moment, a potem zaczął pędzić w zwariowanym tempie. Jakby gonił życie. Jakby gonił znikający rytm. Ale kiedy tak dalece gubi się rytm, zna się smak dysonansu. I wiadomo już nad czym pracować, w którym kierunku podążać.

Dobra atmosfera serdeczności w rodzinie jakoś pryska, gdzieś chowa się po kątach. Nie ma płaszczyzny spotkania. Czuję się obarczona niezawinionymi konfliktami. Niosę po części ich ciężar. Nie wiem czy mam na to ochotę, czy mam siłę. Rytm kroków mi się plącze. Kierunek myli. To nie jest właściwe, to absolutnie nie jest dobre. Rytm ... rytm mojego serca.

2007-11-29 23:39:50


8 lat ... 3 lata ... teraz

Marta dziś prawie fruwała, a na pewno unosiła się raz po raz ze dwa centymetry nad ziemię - tyle gości, tyle zabawy, no i prezenty, ale one nie były tak ważne, jakby się wydawało. Marta czuła się bardzo ważna - to było widać. Zaskoczyła mnie też dbalością o każdego swego gościa. Dokładnie wiedziała kogo jeszcze nie ma. I kiedy ruszyli już do zabawy prosiła, żeby ją zawołać gdy przyjdzie Maja i Martyna oraz Tomek :). To mile zaskakujące.

Każda zabawa proponowana przez Martę-pszczołę była przyjmowana przez Marteczkę z wielkim zapałem. Patrzyłam, nie mogąc się nadziwić, ile w niej energii, ile radości, emocji, których niesposób wyrazić. To jest niesamowite, patrzeć na taką Martę! I potem przy kolacji wspominaliśmy, jak to było 8 lat temu. Że urodziła się o 5.45 rano, że Marcia taka mała była i mleczko z piersi sobie piła. Może jutro obejrzymy zdjęcia, powspominamy.

A teraz Marta ma 8 lat. Czas pędzi jak szalony. Moje dziecko - mój skarb. Choć od poczatku trudno było w to uwierzyć. Trudno było, psychicznie trudno. Marta jednak to niezaprzeczalny cud. Kropka. Obojętnie co będzie w przyszłości, to, co wydarzyło się do tej pory jest cudem, od samego początku.

A Martę jesienno-zimowy czas bardzo polubił. 3 lata temu był przełom dla Marty, dla mnie, dla nas. Czas stawał w miejscu i sunął do przodu, życie fragmentami przebiegało przed oczyma. Żyłam, ale jakbym momentami była zupełnie gdzieś obok i przypatrywała się. Teraz nie potrafię sobie niektórych wydarzeń wyobrazić - więc sobie nie wyobrażam. A Marta? Ile w niej zostało, jak ją to zmieniło???

I także 3 lata temu niespodziewane, niecodzienne, rzeczywiste spotkanie. Tyle się od tamtego dnia, tamtego listopadowego czasu, zmieniło. Wydarzyło. Świat momentami przestawał istnieć, potem pojawiał się zupełnie w nowym wydaniu. Dojrzałość. Wiele kosztuje. A korzyści ... szersza perspektywa spojrzenia na innych, na otoczenie, na siebie także. Ciągła praca.

Zmęczona jestem ... światem. Poszukuję małej mansardy ciszy z czystym oknem. Poszukuję szczelnej kotary własnej wartości, która oddzieli mnie od wszystkich cholernych malkontentów, mądrali, podglądaczy, nauczycieli od siedmiu boleści. Jestem zmęczona słowami, które nic nie znaczą, a powodują tyle zamętu i bólu.

I tak bardzo cieszę się, że codziennie budzę się obok Krzysia, że codziennie obejmują moją szyję czyjeś małe rączki. I tak warto żyć. To sobie powtarzam. Właśnie tak.

2007-11-24 23:15:00


czekolada

Po filiżance czekolady dziś wieczorem wypiliśmy z Krzysiem - była pyszna. Rozpływała się w ustach. To taki zimowy już akcent w szalonej codzienności. Jeszcze grzańca należy zrobić, aby ogrzać się przy nim, ogrzać od wewnątrz. Smak czekolady ... jaki jest ... nie tylko słodki, ale aksamitny, niby delikatny, ale gdzieś wyczuwalna jest ostrość. Koniecznie w filiżance ...

2007-11-22 20:45:00


jesień zimowa niekiedy ...

Cudowny ranek - oszroniony, mroźny. Jest wówczas zdecydowanie lepiej niż, kiedy zastajesz za progiem pluchę, wiatr i nijakość. Tegoroczna jesień dopadła mnie w ciemnym i mokrym zaułku, i uderzyła nieciekawą, zimną i bylejaką stroną. Brakuje mi koloru liści szeleszczących pod butami, brakuje słonecznych zabaw promieni słońca z podmuchami wiatru w złotych koronach drzew. Brakuje mi ciepłego koca, aby otulić nim zziębnięte myśli, brakuje wielkiego kubka gorącej herbaty malinowej, który rozgrzałby letnie ostatnio relacje, zażegnał konflikty. Dużo braków odczuwam. Choć obok Krzysiek i jego ciepło, i pewność. Ale pewnie i taki czas na człowieka przyjść musi. Dobrze jest wiedzieć, że Ewkę rozpiera energia, dobrze jest czuć towarzystwo życzliwych ludzi, dobrze jest być kochanym.

Nie naprawię całego świata - nawet z tym najbliższym będą problemy. Z rojem malutkich problemów zdrowotnych i organizacyjnych przestaję sobie czasami radzić ... dobrze nie jest. Ale za to ruszyła moja twórcza umysłowa machina i tam ładuję energię - motorem jest Krzyś i jego zapał do tworzenia muzycznego stylu życia.

I jeszcze koniecznie trzeba pamietać, że Tymek tęskni za śniegiem. Do tego stopnia nawet, że gdy kilka dni temu spadł pierwszy (dosłownie) płatek śniegowy, on już wyciągał sanki i szedł lepić bałwana. Zachwyca mnie to jego zaangażowanie, przejęcie, branie życia takim, jakim jest. Wiem, że do niedawna miałam podobnie - tu wiek się nie liczy, w każdym razie nie za bardzo. Tylko tak jakby życie mnie trochę jednak złamało. Złamało mój zachwyt tym co w około. Z jednej strony świat nie jest już taki czarno-biały, a ja staram się być prawdziwa i szczera. Z drugiej natomiast koszt zmian, jakie nastąpiły, był jednak dość wysoki - idealizm, spontaniczność, radość życia - mniej już tego we mnie, o całe lata świetlne jakby się ode mnie odsunęły. I może dlatego czasami brakuje ich ciepłego oddechu, podmuchu.

Wszystko jednak co złe mija - tak jak i dobre :). Tu jest sprawiedliwość. Najtrudniej w tej chwili jest przetwać w spokoju i pewności, że dobrze będzie, że właściwa jest droga, ścieżka, którą idę.

Za tydzień Marty urodziny - 8 urodziny. W tym roku tak bardzo spokojnie do nich podchodzimy. Marta duża mnie wspiera. Kochana jest - nasz złoty strzał - kolejna dobra dusza w moim życiu. Więcej jest takich dobrych dusz - a każda ma swoje miejsce, swój czas i trzyma przy życiu inny kawałek mnie samej.

2007-11-18 22:22:21


butwiejące liście

Szłam w poniedziałkowe popołudnie przez cudowny jesienny świat. Liście szeleściły mi pod butami. Tak dawno nie brodziłam w liściach. I ten niebywały zapach jesieni - zbutwiały, wilgotny.

Czuję się zmęczona byciem inicjatorem. Zwalniam etat. Rezygnuję. Nie jest to już coś twórczego dla mnie. Zapał mnie opuścił. Dlaczego? Nie widzę w tym większego sensu. Za bardzo się znów rozdrabniam na cudze problemy, na myślenie o innych. Nie chodzi o to, że nie obchodzą mnie one. Nie. Żyję obok nich. Ale za bardzo wszytko biorę do siebie, za bardzo chcę pomóc, zrobić dobrze. I potem czuję się tak bardzo rozciągnięta, nijaka. I irytuje mnie coraz więcej sytuacji. I smuci rozkładająca się więź, która do niedawna jeszcze tętniła. Zostawiam to, aby zobaczyć czy ktokolwiek o to zadba. Będę przyglądać się z boku. Czy komuś także zależy.

Miesza się we mnie ostatnimi czasy wiele myśli - także panicznych. Wiele decyzji obija się o ściany mej głowy. I chyba jednak za dużo myślę - za mało robię. Z taką ważną myślą to najlepiej jest, jak się albo wprowadza ją w czyn albo odkłada na najwyższą półkę albo wręcz wyrzuca i idzie dalej. Jeśli za długo się ją mieli to zaczyna Cię prześladować ...

Już coraz mniej światła słonecznego za oknem. Przekłada się to na samopoczucie, na jasność myśli. Wyzwanie na najbliższy czas: wytrwałośc w małych rzeczach i szczerość relacji. Nic więcej. I spokój serca.

2007-11-09 22:20:21


światełka

Dziś dowiedziałam się od Tymoteusza, że pantera po angielsku to 'fejs' a słoń to 'kejs' ... Marta jest panią nauczycielką i siedzi na krzesełku z książką, a Tymek na podłodze. Marta pokazuje zwierzę z książki, a Tymek mówi po angielsku. Ubaw po pachy :). Ale cicho sza - oczywiście dzieci są nad wyraz poważne i na serio.

Ostatnie dni owiane są tajemnicą - śmierci, życia, przemijania, szczęścia i spełnienia albo i niespełnienia. Także piekła i nieba. Tyle grobów mijam ustrojonych pięknie, z mnóstwem lampionów, wieńcami. To dobrze, że pamięta się o zmarłych, to dobrze. Ale jaka jest to pamięć??? Czy tylko od święta? Czy zmarli towarzyszą nam w życiu? Dziadek mi towarzyszy i pełnoletni już prawie Anioł - Natalia. I mała jeszcze Martynka. I Maciek z zespołem Downa.

I znowu powraca to zawsze aktualne zdanie z poezji Księdza Twardowskiego "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". Niektórych jednak kochać jest bardzo trudno - zbyt wiele jadu, złości i zawiści mają w sobie. Trudno pozostać obojętnym na poniewieranie kochanymi ludźmi. Jak można kochać kogoś, kto rani najbliższe mi osoby? Jak wytrzymać wieczną niechęć, maruderstwo, niezadowolenie? I okazuje się, że trudno znaleźć taką miłość w sobie ... zbyt trudno. Jak głęboko zarył się w sercu babci odłamek z krzywego zwierciadła Królowej Śniegu? Jaka Gerda może go wydobyć poprzez łzy? Ciężar nie do uniesienia. I najbardziej beznadziejne stwierdzenie i rada jednocześnie, jaką słyszałam "Trzeba zrozumieć starszego człowieka, bo on jest już stary." Śmiać mi się chce - dlatego, że jest stary to ma prawo niszczyć pokój i radość innym? Kto daje takie prawo? Jaka miłość jest w stanie to wytrzymać sama się nie zabijając. To bardzo nie fair stwierdzenie. Każdy człowiek ma prawo do miłości, radości, pokoju i marzeń, i żaden inny człowiek, czy to stary czy młody, nie ma prawa innym tego odbierać. A jeśli to robi zostaje sam. Straszna jest taka samotność - chore przeświadczenie, że nikt się o mnie nie troszczy, że nikt nie pogada, nikt nic i w ogóle ... a rzeczywistość jest inna - bardziej radosna. Tylko malkontenctwo może zabić, to co radosne i dobre. Niestety.

Płakać się chce nad takim człowiekiem i tylko żal wzbudza i listość. Ja potrafię machnąć ręką - choć łatwo mi to nie przychodzi. Ale niekażdy potrafi i niekażdy może.

Dlatego tęsknię za dziadkiem ... za jego cichą i radosną obecnością, zainteresowaniem, niemarnowaniem czasu na narzekanie i dogryzanie innym. Bardzo tęsknię. Nie tylko ja. Babci i jej złych fluidów jest już zbyt wiele. I co z nimi począć???
I w kontekście tego wszystkiego dzień, w którym świętuje się szczęśliwe, spełnione życie. Ważny dzień, dzień błogosławieństw. Obym umiała już teraz żyć tak, aby umierać ze spokojem, ze szczęściem w sercu.

2007-11-02 21:14:12


muzyczny kawałek duszy

Rozkochana jestem ostatnio w portugalskiej muzyce Fado ... a szczególnie w wykonaniu Marizy. "Cavaleiro monge" z płyty 'Fado curvo' przyprawia mnie o dreszcze. Niewyobrażalna siła tkwi w tej muzyce. Obok smutku, tęsknoty. 'Fado' oznacza los, przeznaczenie. Cudowna muzyka dla mojej duszy i moich uszu. Daje tak wielki ładunek energetyczny i myśli o swoim własnym losie stają się czystsze, jaśniejsze. I rodzi sie przeświadczenie, że jestem Panią własnego losu, że podążanie własną drogą, choć niełatwe, ma sens, ma cel; że bycie sobą i nie sprzeniewierzanie się sobie, wiara w marzenia, w to co robię, w Niebo, ma sens.
I drugi utwór, który słyszałam już w wielu wykonaniach - przejmujący, ale jednocześnie taki bardzo łagodny, pogodny. "My song" w wykonaniu np. Keith'a Jarrett'a i Jana Garbarka na fortepianie i saksofonie. Ach, saksofon Garbarka przejmuje dreszczem.
I "Suzanne" Leonarda Cohena, którą to ostatnio piosenkę słyszałam w wykonaniu Peter'a Gabriel'a. I Yo-Yo Ma ze swoją genialną wiolonczelą - coś pięknego, jeszcze w połączeniu z muzyką Enio Morricone albo ze ścieżki dźwiękowej do filmu (którego jeszcze nie widziałam) "Wyznania gejszy". Piękne. Albo Fields of Gold w wykonaniu Stinga i Karamazova lub Evy Cassidy. A z cudnych rytmów i dźwięków to jeszcze muzyka Cesarii Evory (jej drugie imię to Joanna) z Wysp Zielonego Przylądka czy Ibrahim'a Ferrer'a.

2007-10-21 00:00:01


nie pisałam wcześniej

"Zbliża się zmierzch do Twoich stóp
za chwilę bedzie tu
przyniesie Ci
ziarenka snu
będziesz mógł biegać po nich boso
niech Twoje sny są cudowne jak żywy świat
gdzie w kępie mchu
kosmate ćmy
myją swe skrzydła kroplą rosy"

Rzeczywistość to nie tylko to co widzimy, co możemy dotknąć, ale także to co czujemy, myślimy, śnimy, także nasze marzenia, modlitwy, tęsknoty. Kiedy patrzę na Marcię czy Tymka to doświadczam czasami przedziwnego mieszania się światów. Doświadczam rzeczywistości prostej, żywej, prawdziwej, radosnej, dziecięcej. Kochane dzieci ... one są po to, aby je kochać. Ile krzywdy robimy sobie wzajmnie, gdy krzyczymy, nie słuchamy ... a ile dobra jest w przytulańcach, we wspólnym rysowaniu, wspólnych posiłkach ... to dobrze kiedy nasze dzieci od rana są uśmiechnięte i mówią do nas "mamusiu", "tatusiu" ... tyle jeszcze do zrobienia, ale teraz też jest dobrze :)

2007-10-20 22:07:01


to było dobre

Słowa, które mówimy do siebie, nie docierają na czas. Fraza ta wyśpiewana przez Staszka Sojkę w Retrospekcji obajwiła mi się wczoraj w Chimerze jako zjawisko nagłe, jak olśnienie. Wiele nie napiszę, tylko to, że dobrze, iż potrafimy się spotkać, popatrzeć w oczy, porozmawiać, uczciwie. Moje serce skacze z radości, bo uczę się uczciwości i prawdomówności, i nauka ta nie jest daremna. Bez kamuflaża "aby dobrze wypaść". Taki spokój, gdy się jest rzeczywistym, prawdziwym, nieprzegadanym i nie na wyrost. Jak po burzy - spokój i tęcza. Dzięki - dźwięki - wdzięki.

2007-10-04 11:07:24


pachniesz wiatrem

I jeszcze to jedno zapisać należy, że las pachnie jesienią. A dom dziś mieści w sobie zapach grzybów i cebuli. Grzyby do pierwszych octowych słoików. Cebula z cukrem na kaszel dla dzieci. I jeszcze pachnie świekrą moją w bluzeczce z kwiatem. Jej dłońmi opatulonymi rękawicami, aby wyglądały dobrze. Zapachy ... ile ich w okół mnie, cała gama, całe mnóstwo. Pisałam już o smaku. A zapach ... hmmm ... zapach konwalii to zapach wiosny, zapach wysuszonej na letnim słonku i przewianej wiatrem pościeli to zapach domu, a świerk to zapach z łzą w oku. Zapach skóry Krzysia to zapach spokoju. Zapach wina to zapach namiętności. Zapach pieczonego placka to gościnność i radość. Zapach malin mokrych od deszczu - to góry i lato. Zapach ... zapach ... bogactwo duszy.

2007-09-30 00:02:01


sens rzeczy

Kilka minut po 6 wychodzę z domu w kierunku przystanku busu 91 wyrzucając sobie lenistwo. Znowu nie wsiadłam na rower! Następne 20 minut spędzam w autobusie pogrążona w lekturze lub też w myślach, śledząc czasami lekko zaspanym jeszcze wzrokiem, co o tej wczesnej dość porze dzieje się "na mieście". Wchodzę do budynku, zabieram klucz i przekraczając próg "hali roboczej" staję zauroczona widokiem wschodzącego właśnie słonka. Czerwona olbrzymia kula wysuwa się właśnie ponad horyzont miasta. Trudno mi oderwać wzrok. Czerwona poświata odbija się w balkonowych szybach i blaszanych wykończeniach budynków. "Prawdziwy Industrial" mówię sobie, bo na linii ja - słońce, stanął wysoki dźwig i budynek Akademii Ekonomicznej. Miasto nigdy nie usypia - nie takie jak Poznań, ale wschód słońca dodaje uroku, delikatności i - co tu dużo mówić - radości.

Ot, i sens mojego porannego wstawania staje się całkiem realny :). Sens jak sens, ale ile niespodzianek czeka na człowieka od samego rana.

2007-09-29 23:33:27


jesień idzie ... nie ma na to rady

Jesień czuje się i widzi dokoła. Zapach palonych liści roznosi się po okolicy, jak zapach chleba wczesną poranną porą z piekarni. Dym z ognisk trwa w niemym zawieszeniu tuż nad zaoraną już ziemią na polach. Widok radosny, przeplatany słonkiem z cieniem smutku i tęsknoty. Trudno wyrazić, co czuje serce, gdy patrzy przez okno pociągu na widoki te jesienne. Mieszanina uczuć i odczuć. Bo jesień ozłocona ciepłymi jeszcze promieniami słońca niesie ze sobą bukiety barwnych liści, jarzębinę, kasztany i żołędzie. Niesie też deszczowe tęsknoty za słonkiem, za ciepłem, za letnią beztroską. Marta z Tymkiem robią już nie ludziki, ale dinozaury z kasztanów. Wczoraj radośnie biegali po alei kasztanaowej wyłapując, sprytnie schowane w gąszczu liści, kasztany.

Śmiechu mi trzeba na te dziwne czasy ... śpiewał Myszkowski. To wyborne lekarstwo. Jedyne w swoim rodzaju. Najtańsze z możliwych, a jednak trudne do zdobycia. Śmiech, uśmiech to coś czego nie jest się w stanie zastąpić żadnym antybiotykiem, terapią, rehabilitacją. Radosny śmiech Marty, głośny i serdeczny śmiech Basi, piskliwy i lekko zduszony śmiech Tymcia ... to cudowna muzyka dla moich uszu. Śmiać się serdecznie, otwarcie, głośno. Szczepić się nie przeciw grypie, ale przeciw malkontenctwu, narzekaniu, zgryzocie powszechnej, znieczulicy. Dobrze pisze Makuszyński w Awanturze o Basię, że nędza zabija w człowieku dobro i uczy zła. Wydobywa te ciemne strony naszej duszy. I to nie chodzi jedynie o nędzę materialną, ale także duchową - może przede wszystkim o nią.

A we mnie jasność myśli i decyzji przyćmiewa jakaś nienazwana jeszcze mgła. Nie widzę przez nią wyraźnie. A niech to! Może zbyt wiele słów, zbyt mało skupienia i pracy. Lenistwo wkrada się przez dziurkę od klucza, myśli że jest niedostrzegalne. Śmieszne takie karłowate, niefajne a jednak poddaję się niejednokrotnie temu karzełkowi. Wytrwałość. Praca. Otwartość. Rozmowa z sercem i Niebem, i człowiekiem. Moje życie - mój czas - mój skarb największy. Wszystko co posiadam noszę w sobie.

2007-09-22 23:27:27


świat marzeń wart

Kiedy spoglądałam dziś przez okno wieczorową porą czekał tam na mnie widok przepiękny - zachodzące słonko w barwach ani to zimnych ani ciepłych tworzące wraz z kumulusami zjawisko jedyne w swoim rodzaju. Wszelkie odcienie żółci tworzyły cudowną łunę blasku na naszym metalowo-szklanym wieżowcu firmowym. I kiedy spojrzałam na horyzont, to gdzieś tam w okolicach Buku, no może trochę bardziej na południe, ujrzałam wspaniałe ośnieżone szczyty wyższe od Tatr. Były tam tak długo jak świeciło słonko. Mieniły się w jego zachodzących promieniach. A potem zadzwoniły dzieciaki. "Mamo a czy ja jutro mam religię? Fajnie było w szkole" - to Marta. "Mamo fajnie było w przedszkolu i mam czerwonego szybkiego samochodzika na półce i potem wyszliśmy na dwór i potem był obiad i potem znowu" - to Tymek.

O życie trzeba walczyć, trzeba go się trzymać za wszelką cenę. Marzenia pomagają, nie można odrzeć życia z marzeń, bo staje się wegetacją. Marzenia, pragnienia są kołem napędowym. Wcale nie ułudą. Pasjonującymjest też dążyć do ich realizacji.

Myśli wiele. Niepoukładane. Ważne. Trudne. Do przegadania, przemyślenia. Szkoda czasu na żale. Szkoda czasu na złości. Nie można też trapić głowy czyimś problemami. Mam swoje. Nic nie przeszkadza jednak w tym, aby pomagać, byćotwartym, słuchać. Czasami tylko tak trudno poradzić sobie z emocjami, ze stresem.

Miłość jest czymś o wiele rozleglejszym i głębszym niż myślałam. Jest w niej tyle możliwości.

2007-09-05 22:22:23


szaleństwo słodkie i dobre

"Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu." (P. Coelho Alchemik)

To jedno zdanie z Alchemika podsumowuje postać barwną, radosną i nieprzeciętnie zachłyśniętą życiem czyli Ewcię Tyszowską. Zakochałam się od pierwszego zdania w Kornelu Makuszyńskim i myślę, bo wszystko na to wskazuje, że miłość ta nagła trwać będzie jeszcze przez kilka książek :). Aż mi się styl Pana Kornela udziela i rymy jakieś częstochowskie wychodzą.

Po wybornej lekturze Szaleństw Panny Ewy, do której dotarłam w wieku lat trzydziestu, powraca do mnie życie radosne i piękne, które poradzić sobie poitrafi z najczarniejszymi nawet chmurami smutku. Życie takie wiodłam mając dokładnie tyle lat co Ewcia w książce Pana Kornela. Kupowałam wówczas jabłka na Rynku Bernardyńskim, pucowałam je zapamiętale w wyciągnięty niebieski sweter i zjadałam ze smakiem myśląc, że właśnie udało mi się kilka promieni słonka złapać w dorodnie czerwoną skórkę jabłkową i przeniknęły one do mojego wnętrza.

"Książka – to mędrzec łagodny i pełen słodyczy, który puste życie napełnia światłem, a puste serca wzruszeniem" - powiedział kiedyś Makuszyński. Tak, taka jest właśnie książka i strasznie się cieszę, że posiadłam kiedyś tę zacną sztukę czytania. W chwili obecnej ze wszystkich sił postaram się przekazać ową niewysłowioną sztukę moim pociechom (jak śmiesznie i pokrętnie postanowiłam nazwać - wraz z siostrą moją Anną - dwie nasze Jaskółowe latorośle).

Wracając jednak do Szeleństw Panny Ewki Tyszowskiej - oby tylko takie szalaństwa były na świecie - byłby on kolorowy i nie potrzebował sterty tandetnej często reklamy do barwienia codzienności. Wszak świat jaki opisywany jest w książce różni się znacznie od tego, w którym obecnie żyć mi przypadło, to są jednak sprawy, które się nie zmieniają i nie zależą od ustrojów i systemów. Ot choćby oczy ludzkie i wrażliwość na człowieka - mało tego w nas, bo telewizja i Internet wygryzają je powoli, ale konsekwentnie, pozostawiając wiele miejsca na obojętność i cynizm. Teraz jest szklany ekran TV lub komputera, kiedyś była bieda. Zawsze jest coś, co utrudnia. Ewka spoglądała na ludzi i wiedziała, że często trapią ich rzeczy o wiele trudniejsze niż braki finansowe. I co najważniejsze nie bała się spoglądać w oczy, pytać i mówić głośno o tym co właśnie dostrzega. To jest dopiero talent!!!

Kilka istotnych lecz zapomnianych albo odepchniętych od siebie myśli przywiodła z powrotem Ewka Tyszowska za pośrednictwem Kornela Makuszyńskiego. Dobrze jest ożywić je w sobie i przypatrywać się jak nabierają rumieńców. I do tego recital Ewy Bałszczyk na Dziedzińcu Zamkowym w wieczór środowy. Zawsze chciałam zobaczyć i posłuchać Panią Ewę na żywo, jest dokładnie taka, jaką była w mojej głowie. Cieszę się z tego spotkania - niespotkania. Dobry czas. Najbardziej w śpiewie Pani Ewy lubię jej wrażliwość, realne przeżywanie, wcale nie wystudiowane aktorsko pozy, gesty, miny. Uwielbiam słuchać jak bawi się swoim głosem nakazując mu, jak rumakowi, brzmienia i barwy odpowiednie do tego, co chce wyrazić słowami i muzyką, melodią.

2007-08-30 12:23:03


wakacje .. ach to wy

I przyjechaliśmy. I jesteśmy. A w Bielicach wiatr dmucha bańki i jest czerwono i słodko od malin. Deszczowa pogoda nie pozwala na dalsze wędrówki, ale pozwala na granie, smażenie pierwszych konfitur malinowych, czytanie, spacerowanie i fotografowanie. Jeszcze jestem za bardzo rozedrgana po długotrwałym pobycie w mieście. Jeszcze mnie ciągnie do sklepu, jeszcze myślę o jakiś zbytkach i o jedzeniu. Ale spoglądam na góry, jak często tylko mogę i modlę się, aby mnie pochłonęły, wchłonęły, abym nie zmarnowała tego czasu, cennego czasu wakacji. Nowy numer Zwierciadła nie pozostawi mnie w tym czasie z łatwymi sprawami, ale też pomoże znów na nowo podjąć decyzję o drodze i o sobie samej na niej, o dzieciach, o Krzyśku ... decyzję, co do szlaku jaki wytyczam ścieżce mojego życia. Hilary Swank: "Każdy ma talent, tylko musi go w sobie odnaleźć. Może to zabrzmi dziwnie, ale większość ludzi boi się sukcesu. Boi się nawet spróbować z obawy przed porażką". I po raz kolejny pytanie we mnie: jaki ja mam talent, który może zakopuję zamiast pomnażać? Gdzie jest moje miejsce - czy w domu, czy w życiu zawodowym, gdzie mam siebie szukać? Brakuje determinacji, ta obawa przed porażką jest czasami zbyt silna.


Dziś wieczorne niebo było osnute różowawą mgiełką zachodu słońca. Adam zrobił dzieciom łuki i Marta ćwiczy strzelanie, a Tymek robi pułapki na groźne smoki. Za nami już budowanie tamy na strumieniu i wyprawy w malinowy jar. Malinowe lato w Bielicach mija w miarę beztrosko i radośnie.

Wczoraj wielka wyprawa przez Czarną górę na Śnieżnik i z powrotem. Pierwszy raz rodzinnie stanęliśmy na Śnieżniku. Cudowne uczucie. Potem obiad w dziwnie pustym już Schronisku i wijąca się w górę droga do Bielic.

Spokój bielickiego życia, jego naturalny rytm, czerpać z niego garściami, zanurzać się w nim, napychać kieszenie ... aby zostało go w sercu jak najwięcej.

Rozmowa jest szalenie ważna choćby z tego powodu, że to co mnie "myślnie" przeraża, jest bardzo trudne do udźwignięcia - powiedziane kochanej osobie, osobie, która wysłucha - powszednieje i nie jest już ani takie trudne ani takie dziwne i pokrętne.

I daję sobie prawo do smutku, do niezdecydowania, do błędów. Taka jestem - a jeśli takiej siebie nie zaakceptuję - to nic nie osiągnę, nigdzie nie zajdę. Żaden szczyt ani droga mnie nie uszczęśliwią. Najtrudniejsze zadanie to bycie sobą - w zachowaniu, wypowiedziach, postawie. Tylko co znaczy "sobą" - Jaskoolką??? Przede wszystkim zwyczajne, odważne wypowiadanie tego co się myśli, dawanie sobie prawa do błędu, bycie uczciwym wobec siebie i innych. Trudne zadanie mówienia tego, co się myśli. Najtrudniejsze - nie przywiązywanie znaczącej wagi do zdania i oceny innych. Zawsze było to najtrudniejsze, przeszkoda za wysoka jak narazie dla mnie. Nie liczyć się nie oznacza wcale - nie słuchać. Słuchać, rozważać, ale nie oceniać przez ten pryzmat swojego życia. Jest to tylko jeden z elementów kompasu jakim się mam posługiwać w życiu. Nie może jednak być decydujący - stracę wówczas siebie.

A i jeszcze taką oto myśl zapiszę: kobiety o wiele częściej niż mężczyźni narzekają, marudzą i potrafią być ze wszystkiego niezadowolone, szukać dziury w całym. Dlaczego? Lektura ostatniego numeru zwierciadła, obserwacja babci i innych starszych kobiet prowadzi mnie do takiej oto odpowiedzi: kobieta, aby być szczęśliwa i mieć szansę na realizację, potrzebuje mężczyzny, który gotowy jest na partnerstwo w związku. Potrzebuje też otwartości na świat i pomysłu na swoje własne życie. Większość z nas nie żyje w takich związkach. Pchane stereotypami dajemy się wtłoczyć w "opiekę nad domem", w rolę "kury domowej", "matkę polkę" - tylko, że nie jesteśmy przekonane do tych wyborów, nie wypływają one z nas, płyniemy na fali "wszystkich" i "innych", którzy też tak robią. Wiele z nas, kobiet, chciałoby pracować, realizować swoje marzenia, zdolności, rozwijać talenty ... jednak kto urodzi dzieci, kto je wychowa, kto zadba o dom, kto ugotuje, wyprasuje, posprzata, zrobi zakupy ... kobieta. Obiektywnie niewielu jest takich mężczyzn, którzy wezmą część z tych wielu obowiązków bez słowa sprzeciwu na swoje barki. Kobieta, która zostaje kurą domową, bo w taki sposób będzie realizowała rolę społeczną, w połowie swego życia staje się zgnuśniała, a pod jego koniec - co wydaje mi się być najtragiczniejsze - jest malkontentem, którego nie można niczym i w żaden sposób zadowolić. Niezrealizowane, odnajdujące się jedynie w narzekaniu i plotkach ... smutne kobiety. Ale nie można nad nami załamywać rąk. Każda z nas ma bowiem wybór. Często nie jest on prosty, wiąże się z odwagą, z odpowiedzią na pytanie - czego chcę od życia. To twarda ocena. Moja. Kobiety. Wiem, że to jak będzie wyglądać moje życie zależy ode mnie, od moich decyzji, od kompromisów, na jakie się zgodzę, od dialogu jaki podejmę, od otwartości na ludzi, od determinacji także. Na szczęście nic nie jest przesądzone. Nie muszę i nie chcę być malkontentem, kobietą zależną od stereotypów i zgnuśniałą. Chcę żyć, dobrze i świadomie. I jeśli Niebo pozwoli chcę do końca życie odpowiadać za siebie, samodzielnie podejmować decyzje, być odważną przede wszystkim w codzienności.

Cudowne chwile, świetny wakacyjny czas pełen niezapomnianych widoków, chwil, zdarzeń. Wędrówki dalekie i bliskie, krajobrazy znajome i te całkiem nowe. Zniszczone, zrujnowane zamki i pałace, góry, drogi asfaltowe i leśne ścieżki; burze, padający rzęsiście deszcz i tęcze na drodze, gra światła i deszczu, światła i cieni lasu; zniszczone gospodarstwa, urokliwe zagrody radosne od kwiatów i przepychu kolorów. Ludzie dalecy i bliscy, coraz bliźsi. Maliny słodkie do granic możliwości, zamykające w sobie słodkość letniego deszczu i wesołych promieni słonka. Bystry potok górski i pasikoniki fruwające spod stóp. Wieczorny koncert cykad i świerszczy. Ogniska blask, błogość, spokój ... wakacje.

Każdy dzień jak soczysty owoc, który staramy się smakować, aż po ostatni kawałek. Wino toskańskie, kobiecy taniec, śpiew Tosi, śmiech Basi i bycie razem. Martusiowy domek pod schodami, codzienne w nim porządki, ustawianie, przestawianie - jej własna przestrzeń. Poranne wyczekiwanie na samochód rozwożący chleb i słodkie drożdżówki. Koty wszędobylskie, nocni łowcy. Ogród odwiedzany przez nieproszonego jelenia. Soczysta sałata i szczypior każdego ranka. I ta olbrzymia przesterzeń dla wyobraźni, dla myśli, dla marzeń. Prawdziwe wakacje, pozbawione nadmiaru sztucznych impulsów i gadżetów, a obfitujące w bogactwo przyrody i przestrzeni głębokiej na długość strzału z łuku.

Fotografie z tych dni będą nie tylko miłym wspomnieniem chwil lata, ale swoistym zaglądaniem przez dziurkę od klucza w przeszłość, wakacyjną, beztroską, słoneczną. Dobry czas. Dziękczynienie takie jak u Stachury ... wielkie ci dzięki bystry potoku za twoje piosenki, wielkie ci dzięki ...

Moje serce ... czuję, że jeszcze nie zaprzepaściłam swojej Włanej Legendy. Tylko znaki pomijam, nie odczytuję, przechodząc nie zauważam. Ale wiem, że mam jeszcze szanse opowiedzieć swoją legendę. I jestem przekonana, że podążanie za nią nie będzie krzywdzić nikogo kogo kocham, pozwoli natomiast bardzo określić siebie w tej codzienności, w jakiej żyję. To, czego poszukuję. Nastawić uszy na odbiór głosu serca, intuicji, a nie w znaczącej mierze zewnętrznych głosów mniej lub bardziej przypadkowych ludzi. Trwam w coraz większym przekonaniu, że Niebo porozumiewa się często właśnie poprzez intuicję ze mną. Może to jest właściwa droga? Serce to nie emocje i uczucia. Serce to, to co pozwala nie tylko dosłownie, ale i w przenośni, żyć i dążyć do samorealizacji, do poszukiwania i wypełniania swojej Własnej Legendy. Mam nieodparte wrażenie, że dane mi było na nowo odkryć jego znacznie, pozwolono mi otworzyć drzwi do samej siebie - i to nie jest absolutnie egoizm i pycha, ale próba akcpetacji siebie, podjęcia dialogu z własnym sercem, duszą ... poznawanie i przyznawanie się do siebie tej dobrej i tej złej. Zdumiewające odkrycie i doświadczenie.


Ognisko, a wcześniej polski rock, gitara i my. Życie jest dobre i zaskakujące. Rzeczywistość przerosła oczekiwania, co do wakacyjnego czasu. Takie zwyczajne zbliżenie, a takie dobre i głębokie bycie razem. Nie ma kłamstwa w stwierdzeniu, że to inny wymiar, inna rzeczywistość - nie dająca się opisać słowami, nie moimi w każdym razie. Umiejętność odczytywania znaków. Bardzo ważna. Bez niej, życie w pewnym momencie może oznaczać, może stać się beznadziejną rutyną.

Hmmm ... znaki, zaufanie, dystans, wiara ... pozwala przyjmować życie takim, jakim jest i zachwycać się nad jego drobinami. Bielice, to nie tylko miejsce - to rzeczywistość, do której wracam coraz częściej, śmielej i z radością na spotkanie.

A teraz Kaszuby - inny czas, jedyny czas z Anią, Mamam i Tatkiem no i dziećmi. Że życie ma sens ... wiadomo. Tylko jak szukać i znajdować, jak nie dać się złamać?

Zamknęłam skrawek malinowego bielickiego lata w słoiczku konfitur :)



Spadające gwiazdy - klika ich dostrzegłam na rozgwieżdżonym niebie kaszubskim - to znaki. Niewątpliwie. Moje życie usiane jest znakami - muszę nauczyć się tylko je odczytywać, no i pogonić lenia. Czas Kaszub to czas jeziora, wypraw bliższych i dalszych na kurki i po chrust. Czas prucia dziobem kajaka fal na jeziorze i wesołe bryzgi spod wioseł. Śmiech czysty i radosny dzielony z Mamam, Tatkiem i Anią. Trudno nie wspomnieć o "hardkorowych" chwilach z naszymi pociechami, ale i one są do przełknięcia. To dobry czas. Taka błogość, gdy twarz muska wiatr, który zaprosił do tańca słoneczne promyki i fale jeziora. Niepohamowana i wybuchowa radość dzieciaków z możliwości zabawy w wodzie. Galaretka z zatopionymi w niej przepysznymi malinami i borówkami. Marchewka chrupiąca w zębach i chwilami słodkie lenistwo, łapanie promieni słonka na skórze. Wiele z tych chwil zostało uchwycone przez migawkę mojego aparatu, ale drugie tyle zostaje jako obrazki w sercu, dobre obrazki, nasze.

Wracam, z ociągniem, ale bez oglądania się za siebie, moje, nasze wakacje - czas zmian, odkryć i przemian. Dobry czas, został w nas.


2007-07-29 - 2007-08-20


zrób, co możesz (jak u Ani Marii...)

W maleńkich dzieciach, w cudzie narodzin jest coś niepojętego, coś co zawsze będzie mnie zachwycać. Zatrzymałam się przez chwilę mej życiowej gonitwy przy łóżeczku klikudniowej Istoty. Taka delikatność, taka kruchość, taka bezradność, z której stopniowo zacznie kształtować się człowiek dojrzały. Uśmiecham się na widok maleńkiej buźki, maleńkich paluszków, maleńkich usteczek. Tyle możliwości, w takim małym człowieku. Już nigdy później nie ma ich chyba, aż tak wielu. To niesamowite, że zaangażowano mnie także (tak jak wiele kobiet i mężczyzn) w cud tworzenia życia. Świadomość odpowiedzialności za to, co się tworzy, za to co się kocha ... potrafi powalić na ziemię. Maleńka - niech Twój Anioł Cię chroni i prowadzi :).

Siedzę na kanapie, ni to pomarańczowej, ni to rudej. Siedzimy razem. Słuchamy AMJ, rozmawiamy, słuchamy i mówimy. Świadek tajemnic i krętych ścieżek życia. Towarzyszyć innym. Inni towarzyszą mi. Nienarzucające się i szczere towarzystwo. Po to, aby powiedzieć głośno o sprawach trudnych, aby choć trochę wkomponowały się w codzienność. Dzielenie się krętymi nieraz ścieżkami życia nie jest łatwe, czasami zbyt bolesne, ale potrzebne. Czasami jak zimy kubeł wody na głowę, czasem jak chusteczka do otarcia łez, czasami jak przytulenie. Dobrze umieć ze sobą przebywać, także w ciszy, także w smutku i bólu.

(...) Spróbuj mówić "kocham" każdym z twoich słów. Zrób, co możesz, by Twe istnienie było cenne jak kropla krwi. Zrób co możesz, ale nie tyle, by cię ktoś zapamiętał źle (...) Spisał Marcin Kydryński, może jako zapis swojego doświadczenia, może jako puentę życia Taty, może z potrzeby chwili. Wyśpiewała Ania Maria Jopek. Te trzy zdania wystarczają mi, aby określić cel, do którego dążę. A ich rozwinięcie i realizacja to sprawa na całe życie i jeszcze trochę.

Za słabo walczę, chwilami w ogóle. Za dużo słów, za mało czynów. Za dużo wykrzyczanych słów, za mało przytuleń. Za dużo patrzenia na boki, za mało przed siebie. Za prędko, gubią się dobre chwile, zanika to, co istote i ważne. A jednak trwam, może nie w najlepszym swoim czasie, trwam w nadziei, że podniosę się i pójdę dalej nie myląc dróg, że rozpoznam właściwe drogowskazy. Dziękuję za wrażliwość, która nie jest często wygodna i pomocna. Przepraszam za raptowność, za gniewność - to zabija dobro. To bolsne, patrzeć na to i sobie to uświadamiać.

Dziś wspominałam sobie ostatni wieczór w Karkonoszach, ostatni z widokiem na pogrążający się w mroku świat. I towarzystwo Matyldy i zapach sadu w Zawrociu. Życie.

2007-07-21 21:56:23


tęczowe myśli

Uwielbiam patrzeć na padający deszcz, pod słońce. Na sam taki widok robi się lżej na duszy i jakoś radośniej w sercu. Taka wielka nadzieja jest w zwykłych kroplach deszczu podświetlonych słońcem. No i tęcza. Od zawsze bardzo lubiłam patrzeć na tęczę, podziwiać ten nieuchwytny most, na końcu którego garnuszek ze złotem ponoć można znaleźć. Tęcza - znak przymierza, bardzo stary znak z czasów Arki Noego i potopu, łącznik ziemi z niebem, nieba z ziemią. Odnaleźć właściwą drogę do tego mostu. Poszukuję.

Znowu dałam się zaprosić do Zawrocia, gdzie toczy swe zwykłe-niezwykłe życie Matylda. Nie można się oderwać od wydarzeń opisywanych przez Kowalewską. Idę przez Floriańską w Krakowie i widzę świat, i opisuję to co widzę sposobem Matyldy. Podoba mi się jej postrzeganie świata - jest bliskie mojemu. Dopowiadam historie życia ludziom spotkanym przypadkowo, obserwuję, uśmiecham się do chwili, do zdarzenia, do człowieka. Jedziemy dorożką, idziemy przez sukiennice, siedzimy w kawiarni na Rynku otyleni ciepłymi blaskami słonka wyglądającego zza ratuszowej wieży, wspinamy się na Kopiec Kościuszki skąd widać zarys Tatr. Cudne chwile, jedyne ... wzruszenie w sercu. Góry. Zawsze obecne we mnie, tak jak Zawrocie w Matyldzie. Zwyczajne rozmowy, łzy Mamam i uśmiech Tatki. Zwyczajne moje życie. Marta szczęśliwa, Marta z komórką przy uchu i laptopem na stoliku w IC skleconym z paru książek, Marta na ruchomych schodach Złotych Tarasów, Marta szczęśliwa z powodu długiej, pięknej spódniczki, Marta z perłowymi paznokciami, Marta wakacyjna. Tymek ściskający siostrę na Dworcu, Tymek tęskniący za ciocią Basią, Tymek szczęśliwy z powodu dwóch czerwonych samochodów, Tymek poważny i zwariowany. Tymek przedszkolak. Krzyś tak bardzo bliski, że aż ciarki przechodzą po plecach, Krzyś pochłonięty pasją, Krzyś studiujący, uczący się, wymagający, czasem frechowny, ale częściej bliski, zmęczony, ale szczęśliwy. Mój świat bliski i dalszy, i bardzo daleki.

Piję jaśminową herbatę.

Zielonej herbaty kaktusowej z różami, o delikatnym, słodkawym zapachu i przyjemnym łagodnym smaku już nie ma w Chimerze. Pewne rzeczy przytrafiają się nam raz jeden w życiu i ważnym jest uświadamiać sobie, że właśnie trwają i cenić, gdy się skończą. Uciekam w galopie przed tymi, co narzekają, uciekam ... nie jestem w stanie znieść ich ciągłego niezadowolenia i malkontenctwa. Boję się ich, bo to paskudztwo przełazi jak jakaś zaraza na człowieka i tak łatwo zajmuje pokaźną część serca. "Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu" - jak modlitwę powtarzać codziennie słowa z Małego Księcia.

2007-07-11 20:42:03


moje życie na liczniku czasu ... 300 km/h

Podróż wspomnień Babci ... przez Zimnowody i inne wioski rozciągające się pomiędzy Śremem a Krotoszynem. Szalenie lubię słuchać tych opowieści. Dziadek zawsze tak świetnie i ciekawie opowiadał o zwykłym życiu i jego zdarzeniach. Uwielbiałam słuchać Jego opowieści. Wszystkie one to wspomnienia czasu przed rokiem 1939. Dobre wspomnienia. Wiele ich ma Babcia w pamięci. Dziadek też miał ich wiele. Nigdy się nie powtarzały. I tak dobrze było słuchać Babci w tej dwugodzinnej podróży, wielka to bowiem odmiana przy ciągłym i monotonnym narzekaniu, zrzędzeniu i marudzeniu. Wiem, że cieszyła się na swój sposób taką właśnie trasą podróży. Wierzę, tak ... wierzę - choć trudne to czasami - każdy ma w sobie choćby odrobinę dobra. Trzeba tylko czasami bardzo się natrudzić, żeby ją wydobyć. Ale gdy się to uda, można z tej odrobiny wykrzesać całkiem solidny ogień.

Dinozarły ... :) ... mały Dinozarł Tymek. Skupiony zawsze na czynności, którą wykonuje. Żywioł i skupienie w jednym. Beztrosko pochylający się nad wszelką trawiasta zwierzyną. Z pełnym poświęceniem kolan szorujący po podłodze, aby być na poziomie swoich samochodów, aby poczuć choć przez chwilę żyłkę rajdowca. A przy tym obrażona mina i przerażający wrzask nie wróżą miłego zakończenia dnia, spaceru, zabawy. Tymek delikatny, z sercem na dłoni i Tymek wariacik mały, nieopamiętany i z pretensją. Patrzę na Tymcia i nadziwić się nie mogę temu małemu człowiekowi. Ma w sobie olbrzymi potencjał. Jakie bedzie jego życie? Jaki on będzie? Czy właściwy kierunek zdołamy obrać i co to znaczy właściwy kierunek, kto lub co go wyznacza? Poruszam się po omacku, czasami z kagankiem intuicji w sercu. Ale wierzę też, że jesteśmy, i my i nasze dzieci, na właściwej dla nas drodze. A co dalej, to się okaże :)

Czytam, słucham, jeżdżę na rowerze, dukam po francusku, piszę regulamin, pracuję, spotykam się z ludźmi ... żyję, tak szalenie szybko ostatnio, szalenie szybko. Zatrzymać się jest bardzo trudno. Przystanąć nie można, gdy na horyzoncie ciagle jakieś potrzeby ... ale dobrze, lato jest po to aby żyć, a skoro mam czas poczytać książkę, to nie jest jeszcze źle z moim czasem.
Dzieci Hurina ujęły mnie opisami Bitwy Nieprzeliczonych Łez ... i w ogóle ten sposób pisania Tolkiena! Choć opowieść inna od Władcy Pierścieni, ale także porywa na orle skrzydła byś śledził dzieje Turina niejako z lotu ptaka. I cytat ze Zwierciadła "Nie wolno rozgrzeszać się z jednej rzeczy: z obowiązku zdobywania mądrości. Jest to zasadniczy obowiązek człowieka." I rozmowa w Dragonie, w niezapomnianym, klimatycznym ogródku w oficynie ... o sensie i bezsensie życia, o wierze jako zbiorowej chorobie psychicznej, o dzieciach, o stereotypach w które dajmy się - kobiety i mężczyźni - tak łatwo wepchnąć. Tyle zwykłych chwil - cennych, znaczących, ale zwyczajnych, codziennych.

2007-07-04 17:58:43


góry

I jestem. Góry powitały mnie błękitem nieba i bujnością zieleni. Świetnie dobrana kolorystyka. Oczu nie można oderwać. W schronisku pod Łabskim niczym niezmącona cisza. Pławię się w niej ocierając o Zawrocie Hanny Kowalewskiej. Jestem sama ze sobą i sama dla siebie. Kilkoro przypadkowych osób. Tak mi dobrze :). Dobry czas. Słoneczny i mój, mój i gór.

Jak wyrazić całą tę radochę jaką mam w sercu? Siedzę w Samotni po całym dniu wędrówki, czytam, przyglądam się ludziom, czytam, myślę, czytam i odpoczywam. Śnieżka samotnie z rana, potem długie zejście do Schroniska nad Łomniczką, w którym 8 lat temu piliśmy z Krzyśkiem zimą herbatę z cytryną. Wejście w zatłoczone i hałaśliwe ulice Karpacza. Dziwne doświadczenie. Taki ciekawy dystans do turystów głośnych i przeciętnych. I szybka ucieczka na szlak, na kamienie, do szumiących potoków, do zapachu nieba połączonego z zielenią. Jak to pachnie? Zieleń i błekit - wymieszane - cudnie, a jak jeszcze dodać nieco rosy to po prostu sama świeżość. Siedzę sobie w ostatni z wieczorów na parapecie okna Strzechy Akademickiej i cieszę się, że to, na co patrzę mogę zatrzymać w pamięci i w sercu. To bogactwo. Jakże uboga bym była bez tego. Góry. Wzruszenie. Wyzwanie - słodkie wyzwanie. I ja - maleńka istota, jedna z miliardów ludzi na ziemi zakochana w widoku Samotni, widoku ze Śnieżki i ze Śnieżnych Kotłów. I jeszcze niespodziewany telefon od Tatki w pociągu. Kocham moje życie. Cenne jest i dobre mimo wielu kamieni, upadków i potknięć.

I zapiszę także ważną myśl: nie ograniczać dzieci swoim lękiem o nie ... udało mi się, udało, cieszę się. Zaufać, że będzie dobrze, że będzie jak ma być, że każdy ma swoje przeznaczenie. Marta w Regetowie - ja tu. Dobrze jest. Zdrowo. Radośnie. Bez ciężaru lęku i urojeń.

2007-06-13 23:07:23


dać czasowi czas

Wyruszam, już czas. Idę, góry wołają, nie mogę przecież lekceważyć ich głosu, mego głosu. Czas, który jest mi teraz dany jest bardzo ważny. Samotność jest czasami dobra. Przyzwyczailiśmy się myśleć o samotności negetywnie, a ona, jak pisze Ania w Zwierciadle, też pozwala na spełnienie. To taki drobny etap, ale jakże ważny etap mojego życia, tych kilka dni tam w górach. Bez tego etapu nie będzie kolejnych ważnych chwil. Cieszę się. Wysiłek fizyczny dobrze wpływa na właściwe myśli. Na poszukiwania dobrych rozwiązań, na ocząśnięcie się z marazmu, oceny, zbyt wielu słów, szufladek, w jakie siebie wcisnęłam albo innych wepchnęłam. Dać czasowi, który płynie nieubłaganie szybko - czas ... tylko w górach.

I jeszcze trudno nie napisać o truskawkach i czereśniach i ich majowo-czerwcowym zapachu. I jeszcze radość wielka z jazdy na rowerze i z francuskiego. I radość, że Marta świetnie mnoży, pięknie pisze, nawet dobrze czyta. Tymek ma swoją pierwszą piłkę do nogi. I Tato mój w dobrej formie. I persepktywa Krakowa przed Mamam i Tatkiem. I w tym wszystkim Babcia taka zgorzkniała, że żal patrzeć i Terka poszukująca, i Ania walcząca o kobietę w sobie. I wszyscy Ci moi Przyjaciele - każdy ze swoim życiem i jego radościami i troskami...

Kochanie to coś o wiele głębszego i ciekawszego niż uczucie, niż seks ... to ...ech ... nie będę porownywać, słów mi brakuje. Ale miłość ta w powszechnym rozumowaniu to tylko odbicie lustrzane tego czym jest ona na prawdę.

Idę ... a droga wiedzie w przód i w przód, a każda wędrówka zaczyna się od małego kroku (jak napisał Misty na zawiadomieniu).

2007-06-06 19:23:03


maki

Jadę samochodem przez ziemię wielkopolską do Lądu. Zmierzam na Festiwal Kultury Słowiańskiej i Cysterskiej. I tak jak miesiąc temu pięknie kwitł rzepak - dzikim żółtym kolorem słońca, tak teraz łąki zalewa czerwień maków. Czasami zieleń przetykana jest czerwienią, czasami wręcz całe kobierce maków wypełniają łąkową przestrzeń. Kupujemy (jadę w towarzystwie Marty, Tymka i Zosi) czereśnie i truskawki. Wszystko ma odcienie czerwieni - tak bardzo kobiecego koloru. I pomyśleć, że ja nie odważyłam się do niedawna nosić nic czerwonego. Ech te nasze streotypy. Czerwony to wyzywający kolor, czerwony to agresywny kolor ... Taaak, jeśli większość z nas ubiera się na szaro - to rzeczywiście :) tak jest. Niewiarygodne, że takie pseudoprawdy wbijano mi do głowy w wieku lat nastu. Ale dojrzałam już, dojrzałam jak jabłko, które robi się czerwone, i jak czereśnia, i jak truskawka, i jak kobieta. Dojrzałam do swojej kobiecości i czerwony jest piękny. Czerwony towarzyszy mi przez większość mojego życia. Marta uwielbia czerwony kolor. Czerwone buty, czerwone paznokcie, włosy z czerwonymi reflekasami. Nie boję się, już nie. I całe szczęście.

2007-06-02 20:45:23


niespodziewanki

dobry wieczór :)
choć zupełnie się takim nie zapowiadał
odłożone na półkę swoje sprawy
na rzecz rozmowy

poplątane to nasze życie
zagmatwane w "nie wiem" i "a po co"

zniechęcenie, zmęczenie i czas
jego upływ, z którym sobie nie radzimy
powoduje, że niszczejemy od środka

boimy sie samotności
uciekamy przez sobą
kryjemy się za streotypami

a potrzeba stanąć twarzą w twarz z problemami, z wyzwaniami
nigdy nie dowiemy się czym są, jeśli ich nie poznamy

a konieczne jest - wybieranie
ważne - poznawanie
niezastąpione rozważanie i myślenie
także empatia i dialog

wówczas mamy szansę na pełne życie
i oddychanie pełną piersią

2007-05-30 23:10:13


błogość grotowska

Noc pod namiotem, poranne mgły rozciągnięte nad polami, ptaki przekrzykujące się świergotem zanim podniesiesz głowę z poduszki, dmuchany materac i śpiwór, wieczorna burza i pokaz błyskawić, jak pokaz sztucznych ogni. Tak blisko jestem wszystkiego tego co żyje własnym tempem od wielu setek lat. Tymek przygląda się badawczo żuczkom, stroni od wielkich pająków. Marta rysuje cudne rysunki "dla mamusi". Słonko częstuje nas dużą dawką promieni, ale przyjemnie chłodna woda jeziora wycisza ten żar zostawiony na skórze. Jest dobrze. Jest pięknie. Błogość dokoła. Ludzie przy wspólnym stole, zwyczajne rozmowy, bigos, sałatka, kiełbaska smażona nad ogniskiem i świeży chleb. Wystopowałam trochę. Są ważne sprawy - a jedną z ich odpoczynek, swobodne przeżywanie dnia bez pędu, bez pośpiechu, tak po prostu.

2007-05-28 06:17:13


Szczegóły ...

Słucham filmowego dialogu, który trwa ... cały film ... i nagle olśnienie przy słowach: "Tak samo mam z ludźmi. Widzę każdy szczegół, który ich wyróżnia, który mnie wzrusza, i za którym potem tęsknię. Nie można zastąpić żadnej osoby kimś innym. Bo każdy składa się z tych maluśkich niezastąpionych szczegółów." ... Każda osoba, znacząca dla mojego życia, pozostawiła we mnie szczegół i noszę to w serduchu i w głowie też. A są to bardzo istotne szczegóły ogromnej wagi ... szczegóły ... tak się cieszę ze spotkań z ludźmi, tak się cieszę.

Bo to co nas spotyka przychodzi spoza nas ... i tak właśnie jest. Każde - nawet trudne doświadczenie - jest po coś. Trudno to czasami pojąć, nie mówiąc już o tłumaczeniu tego. Ale tak jest. Gdyby nie trudne rzeczy, nie byłoby mnie w takiej postaci. Nie żałuję tego co za mną, bo to wszystko pozwoliło mi być tym, kim jestem. I choć mam wiele "ale" do siebie, to lubię siebie, lubię. Lubię moje życie, w głębi serca wiem co ważne, jak brzmi głos intuicji, jak wiele radości i szczęścia przynoszą drobne rzeczy - ot choćby śmiech dziecka.

Góry mnie wołają. Wzruszenie wielkie mnie ogarnia na myśl o szczytach, o wietrze we włosach, o zachodzie słońca nie zmąconym kształtnymi dachami miasta. O wolności, której szukam. O samotności, w której się odnajduję. O miłości, której się uczę.

2007-05-18 22:21:35


Pod słońcem ...

Francesca said: Dobre rzeczy mogą się nam przytrafić niewiadomo kiedy. To takie nieoczekiwane.
Przyjąć życie takim jakim jest i cieszyć się nim. Zostawić smutek za sobą. Płakać i śmiać się, żyć najbardziej kolorowo i radośnie jak to tylko jest możliwe. Marta - moja mała Marcia mnie tego uczy, Tymek mnie tego uczy. Wyluzuj. Życie nie jest po to, aby wywiązać się z obowiązków. Jest po to, aby marzyć i te marzenia realizować. Jest po to, aby kochać i być kochanym. Jest po to, aby poznawać. Aby spotykać się z innymi ludźmi na różnych płaszczyznach. Aby dzielić się entuzjazmem tak samo jak smutkiem. Dobre rzeczy ... tak. Dziękuję :).

2007-05-16 23:01:54


TERAZ

Trudno nie napisać o konwaliach i ich zapachu.
Trudno nie zatrzymać się na cudownością i niesamowitością gór.
Trudno nie przystanąć na chwilę, aby wspomnieć wczorajsze zwyczajne przyjacielskie spotkanie.
Trudno nie uśmiechnąć się do wspomnień z bielickiego zajadania placków ziemniaczanych z pokrzywa i dynią.

Słońce za oknem powoduje, że moja energia rośnie, bardzo idzie w górę. Chce się, a to tak wiele. Na spisywanie tylko, w ostatnim czasie, jakoś nie było weny.

Uczę się ludzi, uczę się błędy naprawiać, mówić co myślę, robić co uważam, być delikatnym, starać się być wyrozumiałym, ale w tym wszystkim żyć, być sobą i nigdy z tego nie rezygnować.

Nie można wiele rzeczy w życiu przewidzieć i poukładać - większości nie jestem w stanie objąć. Tylko to co tu i teraz wydaje się być do ogarnięcia. Cała reszta - nie mam na nią wpływu w danej chwili - i mówią mądrzy: "po co zatem się zastanawiać nad jutrem czy ubolewać nad wczoraj, tracić cenną energię. Kiedy można dzisiaj tak wiele zrobić". DZISIAJ siedzieć z Marcią przy lekcjach, chwalić za osiągnięcia, przytulać Tymcia, spotykać się z ludźmi, uśmiechać się, pomagać, rozmawiać, słuchać Krzyśka ... DZISIAJ. Życie moje uspokoiłoby się, gdybym umiała myśleć kategoriami teraźniejszości. Oczywiście nie wyklucza to mądrego planowania, marzeń, pragnień - tylko jedynie powoduje ustawienie właściwej hierarchii tego co ważne.

Ostatnio śpiewalismy z chórkiem na I Komunii Św. i nie wiedzieć czemu w pewnym momencie od środka zrobiło mi się tak szalenie ciepło, coś się na chwilę mocno we mnie przebudziło - może to pragnienie, które spycham ciągle na plan dalszy? Było jednak takie coś, taka chwila. 11 maja 1985 roku, lat minęło 22 od tego majowego dnia.

2007-05-16 19:44:12


majówkowy czas

Słonko piękne i góry na wyciągnięcie ręki. Widok z okna na Śnieżnik. Igliczna we mgle i słońcu. Śnieżnik przy błękitnym niebie, smaczne naleśniki w schronisku. Długa droga w dół z dwoma przewodniczkami i garścią żelków. Czarna Góra z lodowatym wiatrem i przejrzystość powietrza taka, że widać Śnieżkę. Kopalnia złota z gnomem i przewodnikiem, i górnikiem. Dom w górach z łąką i cudownie pięknym powietrzem. I Basia z Adamem, kawa, sałatka owocowa z alkoholem, ciasta kawałek, rozmowy leniwie się snujące. Góry, miejsce, które kocham. Tylko rozdarcie między możliwościami dzieci a moimi ochotami ... trudne do wypośrodkowania.

Jest dobrze choć w niektórych momentach dziwacznie. Ale co mi tam, nie mam na te sprawy wpływu - muszę zostawić to za sobą i zabrać się za to, co dam radę zmienić. Czasami tylko staję zdziwiona, że inni nie widzą, że nie dostrzegają, że mnie zależy bardzo na przyjaźni, na wspólnocie - choć takiej mikro wydaniu. A może im zależy, ale inaczej ... ??? Tylko dlaczego tego zupełnie nie odczuwam??? Smutne to jest. Czasami, gdzieś tam w serducho zakłuje.

2007-05-06 17:13:12


nareszcie ...

Droga kręta, dziurawa, co większe dziury zasypane pokruszoną cegłą. Droga między stawami, rozlewiskami. Groble, kępy, wierzby płaczace i trzciny. Biorę głęboki oddech i czuję wiosnę. Do szpiku kości przesiąknąć chcę tym zapachem, aby trzymał we mnie pragnienie wolności i życia. Słuchamy muzyki z Mustanga, słuchamy Zwykłego cudu, śpiewamy razem z Martą. Dzieci zasypiają, a mnie spod słonecznych czerwonych okularów kapią łzy. Zwykły cud. Ile jest takich zdarzeń każdego dnia, których absolutnie nie doceniam, zdarza się, że nawet nie zauważam ... I poraz kolejny te same słowa do mnie wracają "Kto nie dotrze do fal nie popłynie na ich grzbiecie" ... i w myślach moich kilka wydarzeń ostatnich tygodni.

Wtulam twarz w ręcznik, który pachnie słonkiem - uwielbiam ten zapach - wraz z nim, w moje ciało wstępuje orzeźwienie, którego nie daje nic innego. To takie proste doznanie. Takie proste - jak to, iż mogłabym siedzieć wpatrzona w krajobraz rozlewisk nadwarciańskich, krajobraz gór, krajobraz łąk - bardzo długo. Widoki takie wyciszają mnie, uspokajają.

To był dobry dzień, tak dobry, że czuję się zmęczona tym wspaniałym fizycznym zmęczeniem, jak po zejściu ze szlaku, kiedy ściąga się z ramion plecak, rozwiązuje buty i siada na schodach schroniska albo na ławce przed chatą, z kubkiem kawy czy wody. Można to nazwać spełnieniem. Dobry dzień, przeżyty od poczatku do końca. Przykładam głowę do poduchy i śpię, bom cudnie zmęczona.

2007-04-15 20:01:02


absurdy współczesnych świąt

Absurd pierwszy: święconka w reklamówce z Biedronki :), uśmiechnęłam się do siebie samej, kiedy mijałam Panią niosącą tak oto przygotowaną święconkę - koszyk był, a jakże, a wszystko to w reklamówce z Biedronki. Teraz chce nam się coraz mniej, byle taniej, byle szybciej, bo trzeba. Reklama nas napędza i bylejacy się robimy. Tęskno do czasu, w którym gościł spokój, prostota, uroczyste oczekiwanie.

Absurd drugi: Święta Wielkiej Nocy, Zmartwychwstanie - Najradośniejsze Świętowanie, najbardziej uroczyste. Siedzę w kościele i się zastanawiam czy może coś ze mną nie tak (bo to całkiem być może), czy mi się święta pomyliły ... może na pogrzeb się wybrałam. Takie najsmętniejsze z możliwych pieśni, przez nikogo nie znane, zawodzone. Ech ... a są przecież takie, przy których usta same śpiewają, a nogi podrywają się do tańca. Pieśni kościelne, piosenki, kanony ... tyle tego. Nie umiem być tam, gdzie nie mogę modlić się śpiewem ... i tu także bylejakość ... jednak trzeba mieć w sobie iskierkę pasji do każdej czynności, do każdej i pielęgnować to, aby nie spowszedniało i w rutynie zdechło.

Absurd trzeci: nie szata zdobi człowieka, ale serce. Kto o tym dziś pamięta? Jak z każdej reklamy, aż do mdłości wynosimy jedną informację: szata - nią ubierzesz wszystko. To wyrafinowane oszustwo, taki żart jaki zrobił sobie z człowieka diabeł. Stoi sobie z boku i się cieszy z tej naszej pogoni za coraz to nowszą szatą, pod którą chcemy schować nasze mankamenty - a kto uczy akceptowania drugiego takim jakim jest? Nawet swoje własne dziecko poprawiam i strofuję, bo nie pasuje mi to i tamto i siamto. Jak trudne jest zaakceptowanie drugiego człowieka z każdym "nieidealnym" wybrzuszeniem ciała i duszy. Ten pęd, wrzaskliwe reklamy, atakowanie nas coraz to nowszymi i bardziej wyszukanymi impulsami sprawia, że stajemy się jak dzieci z ADHD. Czuję się coraz bardziej stara i zmęczona w tej skomercjalizowanej maszynie, w której działam jako mały trybik i chyba się zbuntuję i chodź dla maszyny nie będzie to odczuwalne, to moje życie i może jeszcze kilku ludzi będzie miało sens, wymiar, zapach, smak i barwę (i to wcale nie wzbogaconą sztucznymi barwnikami i zapachami albo może "identyczny z naturalnym")

O małą iskierkę we mnie zawsze i na zawsze :) proszę.

2007-04-10 22:41:32


Noc Wielkiej Soboty

Święconka - poranne zdobienie jajek, Tymek na swoim namalował łóżko w którym on leży i jeszcze mniej zidentyfikowane rzeczy; Marta podpatrując moje poczynania wykonała portret (może autoportret), Krzyś tradycyjne wzorki, ja - miała być postać ludowa, wyszło całkiem śmieszne uśmiechniete jajo. I zaraz mi się przypomina jak to szłyśmy ze święconką na Wildzie - nie pamiętam momentu zdobienia jajek, ubierania koszyków tylko samo przejście do kościoła i święcenie potraw. Potem chwila modlitwy przy grobie otoczonym zawsze tymi samymi kwiatami. Jak byłam już w liceum, na studiach to z Wielką Sobotą nieodłącznie kojarzy mi się liturgia - najbardziej rozśpiewana dla mnie liturgia, budząca największe emocje i uczucia.

A dziś moja "pochwała świecy" to łzy zmieszane z Martusiowymi, którą znowu dopadło jakieś przeziębienie, czy jak to ona mówi "bakterie". I paradoksalnie w tę najbardziej napałenioną nadzieją noc sił i wiary, i nadziei mi brakuje. Rozbijam się, jak o jakieś czubki gór lodowych albo może raf, albo może kamienne nabrzeże ... słowa pocieszenia nic nie zmienią. Nic. Nikt nie będzie za mnie mamą, nie zabierze ode mnie chorujących, kaszlących, zakatarzonych dzieci, nikt tego nie dźwignie - to moje życie. Krzyś jeden jest w stanie. Towarzysz. Przyjaciel. Choć nie rozumie to jest, trwa. Moja głowa zrobiła się mało elastyczna na różne scenariusze życia, dlaczego? Chyba nieumiejetność odpoczywania, konsekwentnego dążenia do celu, realizowania planu. Coraz mniej rzeczy mnie cieszy, a to już niedobry znak. Może licze zbyt szybko na sukces ??? To trochę tak jakbym chciała biec do ludzi, zrywam się, ale przysiadam zniechęcona i zmęczona już na starcie ... może zacznę od zielonej herbaty, od balsamu ze skórki pomarańczowej i cynamonu, od kawy świeżo sparzonej, od listu, od książki, od rozmowy trudnej z Niebem, ze sobą samą, od diety, od przytulania dzieci, od obiadów dobrych, a potem przyjdzie może i cała reszta .... najtrudniej przecież zacząć ...

2007-04-07 22:25:56


Wielki Piątek

Wielki ... hmmm ... każdy ma swój wielki piątek w życiu. Dzień, chwilę, rok, miesiąc, w którym coś diametralnie się zmienia. I nie łudzę się już, że jest to jedno wydarzenie na całe życie - nic bardziej mylnego. Moje wielkie piątki uczą pokory, bycia dla innych, cierpliwości i poświęcenia. W imię czego??? Tak po prostu, bo kocham, bo chcę. Kiedy rozpoczyna się nawrócenie? Co to jest nawrócenie? Zwyczajne to takie ... spoglądanie na innych - tych najbliższych i tych przypadkowych ze zrozumieniem i dystansem, uczenie się akceptowania ich takimi jakimi są. Przytulanie, zarywanie nocy, bycie otwartym ...

Mówią, że Boga można znaleźć w Kościele. Możliwe, ale każdy ma swoją drogę do Nieba. I mędrcem jest dla mnie ten kto zamiast mówić mi, że coś trzeba, należy, tylko tu, tylko tak, tylko w Kościele ... umie wysłuchać, wskazać kierunek, doradzić i pobłogosławić. Wielki Piątek jak drogowskaz, nie tylko dla chrześcijanina. Być dobrym jak chleb niezależnie od okoliczności, zawsze nawet, jeżeli to pociaga za sobą wiele wyrzeczeń, wysmiań, nawet przekreślenie ... być dobrym.

2007-04-06 22:53:07


piąty bieg, szósty zmysł

Pachnie słonkiem - powietrze coraz pełniejsze wiosny. Pranie pierwszy raz po zimie wyschło na balkonie i tak cudownie pachnie słońcem i wiatrem, i wiosną. To dobrze, że już przyszła wiosna. To bardzo dobrze. Te poranki jasne dają energię do działania, dają nadzieję.

Zmęczenie, wcale nie fizyczne, przygina mnie do ziemi. W ostatnim czasie czuję się starsza o kilka dobrych lat. Miesza mnie się wszystko w głowie, zagubił się gdzieś kompas wskazujący drogę. To trudne. Z każdej strony płyną inne podpowiedzi, szepty. A ja muszę się zdecydować. Nie mogę pozostać w miejscu. Chciałabym być skuteczna, a nie jestem. Mam dość medycyny w każdym wydaniu. Dość, powyżej uszu i nosa i wszystkiego. Mam dość szaleństwa i gonitwy czasowej.

Pisanie jest terapią, łzy są terapią, przytulania są terapią, domowy czas, domowe prace - takie zwyczajne i proste - są terapią. Słuchanie muzyki, mojej muzyki jest terapią.

Tęsknota za górami daje coraz mocniej o sobie znać. Trzeba mi zajrzeć głęboko w siebie. Dobrze, że warszaty już tuż tuż, może tam znajdę wskazówkę, właściwą wskazówkę. Jest tyle drobiazgów, które mi nie umykają - co utwierdza mnie w przekonaniu, że jeszcze jest we mnie coś z tego, co tak bardzo lubiłam w sobie kiedyś - pierwsze wiosenne pączki, i listki takie drobne i delikatne, i kwiaty na drzewach, i sąsiadka radosna na balkonie, dumna z pomocy syna-wnuka przy myciu okien, i promienie zachodzącego czerwienią słonka, i zazielenione trawniki, i mnogośc coraz większa kwiatów, i spacer poranny. Tak, te drobiazgi życia, codzienności tak naprawdę dodają sił i radości.

I jeszcze droga do Nieba kręta taka, zawiła. Idę pod górę, przemoczona łzami, z plecakiem złości, bezradności, smutku. "Zobaczyć chcę Niebo" śpiewała niedawno Natalia Niemen na koncercie Mate.o ... tak, chcę zobaczyć. A ono takie bliskie i takie dalekie.

2007-03-28 22:20:45


urodzinowe szaleństwo

Tymuś ma już 4 lata. Ostatnio cofnęliśmy się kawałek czasu i oglądaliśmy zdjęcia od momentu, kiedy Tymek był pod moim sercem, a Marcia nosiła ciuszki, które teraz ma na sobie Tymuś. Czas tak szybko płynie. Moje kochane dzieciaki tak szybko rosną. Marta już pierwszoklasistka, umie czytać, zaczyna wkraczać w świat książki. Tymuś chłopczyk kochany, przytulajka i łasuch. Delikatny łobuziak. Ile miłości, mądrej miłości trzeba w nich wlać, zainwestować, aby była to dobra i owocna inwestycja? Nieskończenie wiele ... nieskończenie.

2007-03-12 22:00:05


przedmiotowo

Pozostać do bólu obiektywnym i rozważać wszystkie za i przeciw, i wszelkie uwarunkowania, położenia, sytuacje, zmęczenie ... czy walczyć o zdrowie i życie Taty? Na ile być ostrym i zdeterminowanym, gdzie pozwolić sobie na łagodność i uprzejmość. Dlaczego tak jest, że kiedy trzeba pomóc wszyscy jak Piłat umywają ręce, a gdy człowiek umiera to o niego walczą ... przecie to się sensu nie trzyma ... o profilaktyce to można tylko pomarzyć ... przekleństwa się cisną na usta. A Ojciec Błażej - rekolekcjonista mówi - błogosławcie zamiast przeklinać, błogosławieństwo daje moc, przekleństwo ją odbiera. Ale jak błogosławić, jak modlić się za tych, którzy słuchać nie chcą, szkodę na zdrowiu i życiu Tatce czyniąc, za tych co głowy tak wysoko noszą, że nie są w stanie usłyszeć, co masz im do powiedzenia. Dziś na szafce u mamy Siorka powiesiła kartkę, której sens jest mniej więcej taki: działaj i zmieniaj to, na co masz wpływ, pogódź się z tym, na co wpływu nie masz ... a na co mam wpływ??? Na decyzję lekarzy, na moja modlitwę, na moje błogosławieństwo, na moją miłość, na moją radość, na moje pozytywne myślenie. Hmmm ... jakby się tak zastanowić to na podstawy siebie, mojego człowieka, na wielkość serca ... Boże daj siły do właściwego wybierania dróg, do umiejętnego rozmawiania z innymi, do błogosławienia.

2007-03-12 21:42:45


starość

Spoglądałam dziś w oczy babci i ujrzałam starość. I spoglądałam dalej i między słowami, które płynęły, gdzieś w głębi oczu dostrzegłam radość zmieszaną ze smutkiem. Uśmiech na wychudzonej twarzy wyglądał jednak tak samo uroczo, jak kiedyś, gdy się zachodziło do babci na Traugutta. Wspominałyśmy - w sumie to ja wspominałam, bo babcia już nie pamięta wiele - roladę i chruściki, i landrynki, i spacer na Łęgi Dębińskie, i odwiedziny w Żerkowie u ciotki Irki. Pomimo swojej starości i wycieńczenia dostrzegłam dziś w babci odrobinę małej dziewczynki, pogodnie uśmiechniętej, szczęśliwej chwilą. Tak niewiele potrzeba do szczęścia. Dziś miałam możliwość oglądania go i doświadczania.

Czasami nawet nie spodziewam się w jakich sytuacjach i przez jakie osoby jest mi dane kierować swoim życiem, wybierać kierunki. I słowa "solą ziemi i światłem świata" to wyzwanie przerastające mnie, a jednocześnie do mnie skierowane. Czynić dobro, być dobrym jak chleb. Nie uganiać się za doczesnością, ale z każdej chwili brać to, co poza nią choć o kawałek wystaje, zbierać skrawki dobra i zszywać z nich niebanalny patchwork. Ot ... tylko tyle. Codzienne wyzwanie. "Wstawaj musimy się zmierzyć ze światem ... ruszamy z misją, ruszamy z miejsca ... by prawdziwie zwyciężać :)" jak śpiewa Mezo ...

2007-03-03 23:14:09


30 lat

Początek mnie samej to przełom wiosny i lata 1976 roku. Tchnięto we mnie życie, poczęłam się, zaistniałam. Pierwszy krzyk moja Mamam usłyszała w południe poniedziałkowe 30 lat temu na sali porodowej na Polnej. Inne czasy - Taty nie było, zobaczył mnie po kilku dniach jak spałam w wiklinowym łóżeczku w domu przy Pamiątkowej ... 'taka śliczna' jak to powiedziała wczoraj Mamam. Wzruszenie, radość, tęsknota, ból także i pewnie odrobina samotności - takie uczucia towarzyszyły moim narodzinom.

Podroż sentymentalna po wildeckich ulicach ... ile tam wspomnień zostało - nie miałam świadomości, ile rzeczy się pozmieniało, ilu ludzi odeszło ... wiele wspomnień związanych z niedzielnymi spacerami nad Wartę czy na Łęgi Dębińskie, wiele wspomnień zakotwiczonych w murach kościoła Zmartwychwastańców, kilka zamieszkało pod płytkami chodnikowymi w miejscach ważnych, miłych, ciekawych, niektóre nawet na trzepaku na podwórku i w oficynie przy Fabrycznej. Wilda to nie tylko jedna z ciemniejszych dzielnic Poznania. Okazuje się, że ten kawałek związany jest z wieloma doznaniami - mój Poznań doznań - tak właśnie. I tam właśnie zaczęło się moje życie, całe moje dzieciństwo i dorastanie ... jejku ile wspomnień. Otwieram ich magiczną skrzynię. Tworzą opowieść mojego życia, a może Życia przez duże "Ż".

2007-03-01 23:07:13


serce ... [kobiety]

To wszystko wcale nie rozbija się o uczuciowość. Zupełnie. Łzy są produktem ubocznym bezsilności, smutku, beznadziejności. Świadomość tego co do Życia konieczne i absolutnie potrzebne, korzystanie z pierwszego wrażenia, z łapania istoty problemu, wrażliwość. Ta cholerna wrażliwość. Kiedy ja znajdę siebie? Gdzieś się znów mapa zapodziała, lustro zbiło. Zima choć pięknie biała się znowu zrobiła, nie ułatwia sprawy. Ostatnia niedziela obudziła we mnie chęć i potrzebę patrzenia na świat przez obiektyw. To zdecydowanie mój świat. Kilka fotek na Środce, drobiazgi dla przyjaciela i życie nie straszne. Moje lustro. Zwierciadło. Którego już nie ma. Ja sama taka szara, nieciekawa, poszukująca. Gdzie jest moje miejsce??? Walczyć o nie, kiedy to, co czuję, moja nawigacja, moje wymarzone porty czasami mijają się z tym, co chce i o czym myśli druga połówka pomarańczy. Okrucieństwo nie ma dla mnie wymiaru fizycznego tylko psychiczną udrękę. Skąd czerpać siły na słuchanie, dostrzeganie dobrych stron, obracanie w żart, wtrzymywanie "spierdalania", "zostawiania", braku rozmowy, niedostrzegania potrzeb, problemów - bo to nie na rękę. Gorycz zatruwa mi serce. Czuję, że jestem taka nudna i nieciekawa z tymi swoimi codziennymi problemami roztrząsanymi po kilka razy, z tym moim życiem matki i żony. A tak staram się o świeżość, ciekawość. W takich chwilach tylko małe rączki i słodkie buziaki rekompensują straty. Łóżko, gdyby nie pierzyna i książka - smutne. A pamiętam jakie może być. I ciągłe pytanie: co ja robię nie tak, gdzie się za mało staram, gdzie znów zgubiłam drogę??? I jeszcze to: na ile umiem dostrzec "swoisty sposób", który nie pokrywa się z moimi oczekiwaniami ... to jest trudność, to jest wyzwanie.

[dopisek]
duszno tu jakoś, trzeba przewietrzyć, otworzę na oścież okno, serce ... to pomoże, rozluźnię, nabiorę dystansu ... świeże powietrze doda odwagi i przyniesie rozwiązania, cierpliwości - całe życie będę się jej uczyć .. dzięki ... dam radę, moje serce może jest waleczne ...

2007-02-23 22:30:11


Zwykły cud

Każdy ma swoją mroczną tajemnicę, ma swoją trzynastą opowieść, której nie jest w stanie opowiedzieć nikomu, no może jednej osobie. Zamykam ciężkie dębowe drzwi do tego miejsca we mnie. Ale otwieram je czasami i coś dorzucam albo zabieram. Przypatruję się temu, co tam zamknęłam. I mimo zamknięcia taka trzynasta opowieść naznacza całe moje życie i przypomina "Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni" ... I zwykłym cudem jest dla mnie kiedy tą mroczność umiem zamienić w dobro. Kiedy jestem w stanie spojrzeć z szacunkiem na człowieka którego zupełnie nie lubię ... mam przecież prawo nie lubić czy nie przepadać za ludźmi, ale nie daje mi to prawa ich krzywdzić ...

Tak się cieszę, kiedy uda mi się być szczerym i powiedzieć to co jest oczywiste, ale trudno przez gardło przechodzi. Trudna sztuka, ale warto choćby dlatego, że to dla mnie ważne.

Miecz śpiewa o naiwnych ... i jakby budził uśpioną racjonalizmem cząstkę mnie. Ile razy tak o sobie słyszałam. I cieszę się, że nie zatraciłam swojej naiwności, że nie jestem tak mocno stąpającą po ziemi kobietą. Mówią, że wiara nie jest naiwna, ale taka wiara cuda czyni - także te zwykłe, których zdajemy się nie zauważać na co dzień. O ile ubożsi są ludzie, którzy czekają na cud, wielki i spektakularny. A ja się cieszę kiedy dotrze do mojej łepetyny, że cudem są przytulone do mnie dzieci, i dom ciepły, i świeczki migające w świeczniku, i tatowe smsy ze szpitala, i uśmiech mamam, i splecione dłonie zakochanych, i .. i tyle cudów wokół.

2007-02-17 21:06:06


Moja dojrzewalnia

Wezmę udział w warszatach dla kobiet. Niepewnym krokiem wkraczam na nową ziemię spotkania z samą sobą i innymi kobietami. Ale co tam. Do odważnych świat należy. Jaką rożą jestem? Przez co dojrzewam? Rozkwitam? Myślę o innych Kobietach, które towarzyszyły mi od zawsze i o tych także, których nie znam, ale los ich jest mi bliski. Mamam, Anula i Motyl, ciocia Jola i ciocia Roża, Biała, Eliza, Ewcia, Asia, Giluś, Marteczka, Waszka, Magda, Barnuska, Halina, Wiolka, Basia, Babcia, Elżunia, Olka, Frida, Popielcia, AA i kilka jeszcze Kobiet, które kształtują moja kobiecość, mają na nią wpływ. Już pisałam chyba, że cieszę się, że jestem Kobietą. I widzę coraz wyraźniej jak my Kobiety na niewielką skalę wykorzytujemy drzemiący w nas potecjał. A czego sie boimy - samotności, często z dzieckiem czy dziećmi tuż obok, zranienia, niekochania, poniżenia, może też wpędzenie w "kobiece czynności domowe". Tak sobie myślę, że często jednak stajemy się ofiarami na własne życzenie. Bo kto siebie wciąż traktuje jak tą biedną, pokrzywdzoną przez los, nigdy nie zobaczy możliwości jakie daje dana sytuacja. Czy z miłości trzymamy się kurczowo mężczyzny, który już nie kocha czy z lęku, że same nie damy rady? Abym była szczęśliwa i mogła się realizować potrzebuję wewnętrznego przekonania i poczucia spełnienia. Potrzebuję też być kochaną, aby móc rozwijać się, rozkwitać.

Dojrzewalnia róż - tak nazywa się ośrodek rozwoju osobistego kobiet. Piękna nazwa, dla mnie znacząca. Dojrzewanie - na czym ono polega? Nie na głaskaniu tylko na doglądaniu, wzroście, zbieraniu sił i mocy, przebijaniu się przez glebę wymagań, jakie stawia życie, a potem czerpanie sił z tej gleby, z powietrza, z wody. Co jest dla mnie powietrzem, a co glebą i wodą?

Ostatnio tyle zdarzeń, spełnione marzenie, wypowiedzianych kilka ważnych słów, rozmowa w herbaciarni ... a jednocześnie zamotanie w jakieś dziwnie poplątane myśli, pragnienia ... gdzieś podziała się moja intuicyjna mapa, mój kompas. Może za mało przestrzeni do wzrostu sobie daję, może wymagam zbyt szybkich efektów, a może nie do końca wykorzytuję to co mam, jakaś ślepa jestem i nie dostrzegam ważnych drobiazgów???

Nie dojrzewam w szklarni. Czasami panuje tu dośc mocne ochłodzenie, chwyta przymrozek. Jak znaleźć sposób na takie zimno? Wkładać specjalne okulary z zielonymi szkłami, z odrobiną żółtego, czerwonego i pomarańczu.


2007-02-13 20:59:51


Miażdżące stereotypy

Kobiety i mężczyźni uwikłani w społeczne role, przesądy, relacje, w to co wypada albo i nie, w myślenie co się powinno a co nie ... walczymy ze sobą i z innymi, dajemy głos tylko jednej stronie w nas, tej wiecznie niezadowolonej, tej wymagającej, karcącej, drwiącej ... a gdzie miłość do samego siebie, gdzie akceptacja, dopuszczenie błędu ... nie, nie, na to przecież nie można sobie pozwolić, to świadczy o słabości. Jakiej słabości??? Co jest dla mnie najważniejsze - to jak widzą mnie inni, czy to kim jestem dla siebie i dla innych, jaki jestem dla siebie i innych??? Mężczyzna wpędzony w rolę macho, głowy rodziny, tego na którym spoczywa obowiązek zapewnienia jej bytu. Kobieta uległa, rodząca dzieci kura domowa, zgadzająca sie na zastaną rzeczywistość ... a ja walę pięścią w stół i mówię: Nie! Tu nie chodzi przecież o to, aby stawiać między sobą coraz więcej murow, oddzialać, przedzielać, dopasowywać, ale żeby znaleźć harmonię, swój rytm życia, który pozwoli oddetchnąć pełna piersią i poczuć się wolnym od stereotypowego myślenia, od oceny innych, ich spojrzenia. Między kobietą i mężczyzną nie chodzi o to, aby każde wpasowało się w jakąś rolę, tylko aby harmonijnie współbrzmieć. I czy to ważne kto myje naczynia, kto sprząta i pierze, i gotuje? Kto zarabia więcej? Ważne - w moim odczuciu - jest to na ile potrafimy na siebie i drugą osobę spojrzeć z miłością i dostrzec w niej to wszystko dobro, które z trudem czasami stara się wychylić na światło dnia. Zupełnie nowego znaczenia nabierają dla mnie słowa "raczej łączyć niż dzielić, szukać tego co łączy, a nie tego co dzieli".

I myśl jeszcze jedna, która nie daje spokoju: lęk nie może paraliżować mojej chęci rozwoju, poznawania, moich marzeń i pragnień. Życie jest tylko jedno. I jedynie zdobywając się na odwagę stawienia czoła lękom mogę żyć w pełni. Nie mogę przecież uciekać, bo stracę jedyną szansę na pełne życie ... Kocham moje życie. I chcę, aby tak zostało.

2007-02-03 00:13:41


Gonitwa myśli

Niepoukładane myśli gonią się wzajemnie w mojej głowie. Łzy pozwalają na częściowe obniżenie temperatury myśli. Przychodzi znowu czas na porządki. Tylko od czego zacząć ???

2007-01-13 00:16:01


Mądrość ...

W tym pokoju z kominkiem pozostanie kilka myśli. Tu się narodziły. Nasuwa mi się takie porównanie: ludzie, z którymi się stykam, są jak orzechy włoskie. Każdy z nich ma w swoim wnętrzu własną historię, która go uczyniła tym kim jest. Jednak, żeby do niej dotrzeć lub zostać dopuszczonym i postarać się zrozumieć, trzeba poradzić sobie z twardą skorupą, a to czasami wydaje się być niemożliwe. Dobrze jest jednak podczas spotkania z drugim człowiekiem pamietać o tym, że we wnętrzu nosi on swoją historię, swoją melodię. Troszkę łatwiej wówczas spojrzeć z miłością, z szacunkiem.

I inny obraz: spotykam kogoś kto ma władzę, spełnić moje jedno życzenie. Jakie ono by było? Poszukuję odpowiedzi na to pytanie, żeby w momencie kiedy zaistnieje taka możliwość móc je wypowiedzieć, bez gorączkowego myślenia. Powiedziałam sobie: aby ludzie, których kocham byli szczęśliwi, ale co to jest szczęście??? Jak ono wygląda??? Kiedyś pisałam, że szczęście to chwila, to piórko na dłoni. To nie jest stan trwały. Zatem życzenie w takiej formie nie może zostać wypowiedziane. Nie mogę zmarnować życzenia na coś chwilowego. Życzę sobie, aby moje dzieci poszły drogą, która jest dla nich właściwa w życiu i dokonywały dobrych, właściwych wyborów. Stop. Nie myślę już więcej o życzeniu, nie w tej chwili. Okazuje się bowiem, że życzenie może się realizować po części dzięki moim działaniom i mojemu wysiłowi. I może o mądrą miłość dla siebie powinnam się modlić, o mądrość i roztropność w codziennym spotkaniu z dziećmi, aby pięlęgnować wraz z nimi orzech, który noszą w sobie, aby układać ich melodię życia i nauczyć, jak utwardzać skorupę, aby siły zła jej nie rozbiły. I jeszcze to: aby nie mówić: świat jest zły i należy sie przed nim bronić. Nie mogę przecież uczyć ich życia w strachu. Świat jest jaki jest, żyją w nim ludzie i do spotkania z nimi należy się przygotowywać. To zadanie, moje zadanie.

Wesoły ogień w kominku, Krzysiek zaczytany jak ja lub śpiący. Nasze dzieci. Dom, który zbudujemy i który już rośnie w naszych sercach. Oby do tego domu dzieci chętnie wracały.


2007-01-07 10:04:12


Mistrzyni Przypraw

Czytam i przeszywa mnie dreszcz jak przy czytaniu o losach Wiedźmina i Ciri ... i otwierają się zamknięte drzwi i nieproszone myśli rozsiadają się w mojej głowie. W pierwszym momencie chcę je wyrzucić, ale ... przynoszą ze sobą zrozumienie, choć częściowe tego co było. Tego spotkania, innego spotkania rozpoczętego od słów "Niesamowite". Słowa nie układają się na klawiaturze. Tylko ta jedna wypowiedziana dziś myśl, która przyszła nieoczekiwanie ... Spotkanie, którego w żaden sposób nie pragnęłam, do którego się w świadomy sposób nie przyczyniłam, okazało się być prawdziwym, tym czego szukałam i nie mogłam znaleźć. I drugie spotkanie, równie niespodziewane, i słowa których się nie spodziewałam ... przyszły do mnie i obudziły uśpiony ogień, nieznany żar, ale musiały odejść, abym dalej mogła trwać, zmieniać się, żyć. Moje wybory, moje decyzje, moje czyny zostawiają trwały ślad na innych. Nie jestem na bezludnej wyspie. Jestem związana niewidocznymi nićmi z innymi, z którymi stykam się codzień mniej lub bardziej świadomie. Są sprawy, na które nie mam wpływu, ale przynoszą one możliwości wyboru.

Jeden raz w życiu niosła mnie siła myśli i modlitw innych ludzi, tej siły się nie zapomina, ta siła zmusza do ciągłego powstawania i wiary, że póki żyję mogę coś zmienić, mogę coś dać z siebie innym, choćby miało to się wiązać z cierpieniem i wysiłkiem.

Mistrzyni Przypraw o imieniu Tilo ... a moje imię czy ono ma moc? A jeśli tak, to jaka siła w nim drzemie?


2007-01-07 00:48:01


Zastanowienia-Postanowienia

Przesilenia roczne mają to do siebie, że wśród fajerwerków, sztucznych ognii i lampki wina czy szampana przemykają myśli o postanowieniach, próby podsumowań, życzenia "żeby nowy rok był lepszy niż mijający". Nie chcę, aby był lepszy, chcę by był inny i tylko to. Rok, który minął był dobrym rokiem, pomimo wszystko. Z trudnych wydarzeń mogłam wynieść naukę (choćby taką, że należy je omijać wielkim łukiem). Z dobrych wydarzeń się cieszyć i czerpać siły. Więcej nawet napiszę - gdyby nie ten mijający rok, nie byłabym gotowa na następny. To ważna myśl.

Przełom roku to czas trudny. Od 17 lat Sylwester jest czasem narodzin i śmierci. Czasem Anioła o imieniu Natalia. Cicha obecność w moim życiu i nieustanna troska i opieka.

Przełom roku jest czasem modlitwy, szczególnie tej z dawnych lat.

Przełom roku to także wyjąkowe spotkanie, które zostawiło ślad na zawsze w moim życiu, i nie tylko moim. Spotkanie, zakochanie, miłość, małżeństwo, rodzina, macierzyństwo, kobiecość, smutek i radość, uczenie się człowieka ... to wszystko i jeszcze więcej zaczęło się na przełomie roku dekadę temu ... i trwa w zmienionej i wciąż ewoluującej formie.

A postanowienia - nie będzie żółtych kartek. Gdy się zatrzymam i zaczerpnę głęboko powietrza znajdę je. Co ja mówię. Szukać nie muszę, one są. Tylko odwagi trzeba, aby się do nich przyznać.


2007-01-03 23:15:09





Zapraszam także do starszych Roczników: Rocznik 2006 Rocznik 2005 Rocznik 2004

[Poczytaj w Księdze Gości co piszą inni] [Słówko od Ciebie]

powrót do Przystani lub wędrówka po Wielkopolsce czy Jaskoolkowych fotkach albo doświadczenie Martusiowego cudu życia

ewentualnie Jaskoolkowa skrzynka na listy